Instytut Pamięci Narodowej
Wyszukiwarka

27 marca 1983

Msza święta jest najdoskonalszą formą modlitwy, którą zanosi lud wierny do Boga – Ojca ludów i narodów. Przez nasza modlitwę chcemy służyć Bogu i ludziom. Chcemy Boga włączyć w trudne i bolesne sprawy naszej Ojczyzny. Służyć Bogu to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby móc leczyć. Służyć Bogu to piętnować zło i wszelkie jego przejawy.

Opis męki i śmierci naszego Zbawiciela ukazuje nam, ile Chrystus musiał wycierpieć, znieść poniewierki i upokorzeń od tych, którzy nie chcieli przyjąć słów prawdy przez Niego głoszonej, od tych, którzy wydali na Niego niesłuszny wyrok śmierci przez ukrzyżowanie. Taka była nagroda zgotowana Chrystusowi za jego miłość i poświęcenie dla dobra ludzkości. Ale zapomniano, ale nie chciano rozumieć, że Miłość i Prawdę można ukrzyżować, ale nie można zabić. Tam, na krzyżu, Prawda i Miłość odniosły triumf nad złem, nad śmiercią, nad nienawiścią.

Jesteśmy uczniami Chrystusa i dlatego rozumiemy, jak bardzo brak prawdy i triumf nienawiści w naszej Ojczyźnie stoi na przeszkodzie wspólnego budowania domu ojczystego, stoi na przeszkodzie dialogu i porozumienia między braćmi.

Ojciec Święty na mszy św. w stolicy Salwadoru powiedział, że „przeciwko dialogowi jest zaplanowane taktyczne kłamstwo, które nadużywa człowieka, używa fałszywych form propagandowych, rozjątrza agresywność. Dialog staje się bezowocny, kiedy strony kierują się ideologiami, które są przeciwne godności ludzkiej, które w walce widzą główny motor historii, w sile źródło prawa, a w podziale ludzi na przyjaciół i nieprzyjaciół ABC polityki. Dialog nie jest chwytem taktycznym, ale szczerym wysiłkiem, by dać odpowiedź i doprowadzić do zgody pośród strapienia, bólu i zmęczenia tak wielu ludzi spragnionych pokoju...”

Problem, który mamy dzisiaj wspólnie rozważyć, jest niezwykle trudny, ale czas ku temu jest chyba stosowny. Bowiem przed dwoma dniami Ojciec Święty otworzył Rok Jubileuszowy, rok odkupienia i pojednania.

Nie ulega wątpliwości, że ogromna większość społeczeństwa oczekuje porozumienia i ugody, ale na uczciwych warunkach.

O ugodę społeczną wołali od początku stanu wojennego biskupi polscy, ale oni też od samego początku określali jasno i wyraźnie warunki tej ugody. Zdecydowanie potępiali to wszystko, co sprzeciwia się porozumieniu.

I tak, już 15 grudnia 1981 roku biskupi stwierdzili, że decyzja władz o wprowadzeniu stanu wojennego stanowiła cios dla społecznych oczekiwań i nadziei na to, że drogą porozumienia można rozwiązać istniejące problemy naszej Ojczyzny. Konsekwentnie postulowali biskupi potrzebę dialogu i wykluczenie radykalnych środków, w wyniku których dochodzi do pobicia, utraty życia lub zdrowia. Przypominali wielokrotnie, że związek zawodowy „Solidarność", broniący praw ludzi pracy, jest konieczny do przywrócenia równowagi życia społecznego. W lutym ubiegłego roku pouczali, że stronami ugody społecznej są władza rządząca i wiarygodni przedstawiciele zorganizowanych grup społecznych, w tym mającego szeroką aprobatę społeczną NSZZ „Solidarność". A gdy aktem bezprawia 8 października 1982 roku zawieszone dotąd organizacje związkowe zostały zdelegalizowane, ksiądz prymas przemawiając w Niepokalanowie stwierdził, że bez konsultacji z klasą robotniczą, z którą Kościół jest bardzo związany, został zniesiony największy element podmiotowości społecznej, a więc poważny partner autentycznego dialogu, i że przez delegalizację „Solidarności" jako organizacji związkowej został zadany społeczeństwu dotkliwy ból.

Kościół zdecydowanie potępił nadużycie władzy, jakie miało miejsce względem internowanych w Kwidzynie, oraz próby odsyłania zdrowych internowanych do zakładów psychiatrycznych. Ostro potępione były fakty zmuszania do podpisywania deklaracji niezgodnych z sumieniem.

A więc z jednej strony piętnowanie zła, przemocy, z drugiej jednocześnie wołanie o ugodę społeczną, o pojednanie, o dialog.

Co dzisiaj ciągle przeszkadza, co nie służy pojednaniu?

Wielu z obecnych w świątyni mogłoby wymienić cały szereg przyczyn utrudniających narodowe pojednanie.

Na pewno nie służy pojednaniu gorycz bezsilności i upokorzenia, jakiego doznaje wiele naszych sióstr i braci na co dzień.

Nie służą pojednaniu procesy ludzi, którzy są demokratycznie wybranymi przedstawicielami świata pracy. Jeżeli są winni, mogą odpowiadać tylko przed tymi, którzy ich wybrali i im zaufali.

Nie służy pojednaniu przetrzymywanie w więzieniach tylu sióstr i braci naszych z powodu odmienności ich przekonań. A co za tym idzie – tęsknota dzieci za uwięzionymi matkami czy ojcami, łzy żon oczekujących na powrót mężów i matek na powrót synów czy córek, rozbite rodziny, ich niepokoje i udręki.

Nie służy pojednaniu urządzanie łapanek wśród ludzi, którzy w nastroju powagi wracają, z patriotycznych nabożeństw do rodzinnych domów.

Nie służy pojednaniu demonstracja siły na ulicach miasta, w pobliżu modlących się w kościołach wiernych, czy przywożenie prowokatorów w okolice kościoła, jak to miało miejsce przed miesiącem w naszej dzielnicy.

Nie służy pojednaniu ciągły brak dla młodzieży takich warunków, w których mogłaby ona realizować kształtowanie osobowości według obranych zasad i uczyć się życia społecznego w organizacjach młodzieżowych odpowiadających jej światopoglądowi.

Nie służą pojednaniu posiekane dekretami o stanie wojennym, cenzurowane artykuły, zwłaszcza w prasie prawdziwie katolickiej, takiej jak „Tygodnik Powszechny" „Gość Niedzielny" czy „Niedziela".

Nie służą pojednaniu dokumenty podpisywane przez magistrów, kierowników kadr, w których jest napisane, że za zorganizowanie nowych związków w zakładzie proponuje się działaczowi „Solidarności” dwukrotnie wyższe zarobki, a kiedy ten chce zostać wierny swojemu sumieniu, otrzymuje pismo, na mocy którego natychmiast jest przeniesiony na niższe stanowisko i wysłany do pracy w zakładzie na przeciwległym krańcu Warszawy. Oto jedno z takich pism.

To, co mówię w tej chwili, nie jest mieszaniem się do polityki. Za tym kryje się cierpienie ojca, zatroskanego o byt materialny kilkuosobowej rodziny.

Ale dość przykładów.

Te wszystkie krzywdy wyrządzone narodowi trzeba naprawić i zasiąść przy stole w celu wspólnego poszukiwania dróg wyjścia.

W pojednaniu musi być jeden wspólny cel, dobro Ojczyzny i poszanowanie ludzkiej godności. Trzeba wyciągnąć ręce do pojednania w duchu miłości, ale i w duchu sprawiedliwości, bo jak mówił Ojciec Święty przed pięciu laty, nie może istnieć miłość bez sprawiedliwości. Miłość przerasta sprawiedliwość, a równocześnie znajduje potwierdzenie w sprawiedliwości.

Naród chce pojednania, chce ugody, ale chce gwarancji, nie słownych deklaracji. Chce gwarancji, że znowu nie będzie oszukany, że jego trud i praca nie będą zmarnowane. Chce, by ugoda nie była kapitulacją, rezygnacją z ideałów, tęsknot i wiary w lepszą, godniejszą przyszłość.

Wielki Tydzień i Święta Wielkanocne niech będą czasem modlitwy dla nas, którzy w górę unosimy krzyże naszego cierpienia, krzyże zbawienia, znak zwycięstwa dobra nad złem, życia nad śmiercią, miłości nad nienawiścią.

A dla was, bracia, którzy w sercach chowacie opłacaną nienawiść, niech będzie czasem refleksji, że przemoc nie zwycięża, choć może przez jakiś czas triumfować. Mamy tego najlepszy dowód spod krzyża Chrystusa. Tam również była przemoc, była nienawiść do prawdy. Ale przemoc i nienawiść zostały pokonane przez aktywną miłość Chrystusa.

Bądźmy więc silni miłością, modląc się za braci błądzących, nie potępiając nikogo, ale piętnując i demaskując zło. Prośmy słowami Chrystusa, jako Jego wyznawcy, słowami, które On wypowiedział z krzyża: „Boże, Ojcze. Odpuść im – bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). A nam daj, Chryste, większą wrażliwość na działanie miłości niż siły i nienawiści.

Amen.

Opcje strony