Instytut Pamięci Narodowej
Wyszukiwarka

27 listopada 1983

Śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu, wbrew założeniom tych, którzy Go na śmierć skazali, nie była klęską, ale zwycięstwem. Krew Chrystusa przelana na krzyżu stała się źródłem zbawienia. Otworzyła ludzkości powrót do domu Ojca w królestwie niebieskim. Królestwie prawdy, miłości, sprawiedliwości i pokoju.

Obowiązek budowania królestwa opartego na tych właśnie zasadach Jezus Chrystus nałożył na wszystkich, którzy zawarli z Nim przymierze poprzez sakrament chrztu świętego.

Naród polski, od ponad tysiąca lat zjednoczony z Chrystusem i Jego nauką, zawsze był wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. Hasło „Bóg i Ojczyzna” było nierozdzielnym elementem dziejów naszego narodu. Zawsze potrafił polski lud ofiarę życia i cierpienia łączyć z ofiarą Jezusa Chrystusa, aby dzięki temu zjednoczeniu nic nie zginęło, ale by stawało się odżywczą substancją dla przyszłych pokoleń.

A wielkie były cierpienia polskiego narodu i wiele krwi przelano w jego dziejach. Zwłaszcza w czasie zaborów, różnych powstań i zrywów narodowych. Wielkie były cierpienia narodu w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza w Powstaniu Warszawskim.

Cierpienia naszego narodu nie skończyły się po II wojnie. Nie skończyły się po latach gehenny, po obozach zagłady, po utracie milionów istnień ludzkich w obozach hitlerowskich i sowieckich. Naród zaczął odbudowywać ze zgliszcz wojennych dom ojczysty. Spoglądał z nadzieją, chociaż przez łzy, ku lepszej przyszłości. Przez łzy nie tylko dlatego, że przelał tyle krwi, że doznał ogromu cierpienia, ale przez łzy również i dlatego, że Polska, która w tak wielkim stopniu przyczyniła się do zakończenia wojny, jako jedna ze zwycięzców utraciła jedną trzecią swoich ziem, do których zawsze pozostanie tęsknota.

Wielką ofiarę cierpienia i krwi złożył nasz naród po II wojnie światowej. Tym większą, że była ona dopełniana rękami współczesnych Kainów, których ta sama matka, ziemia ojczysta wykarmiła.

Nie sposób wymieniać wszystkich powojennych cierpień narodu. Wszystkie zna tylko miłosierny Bóg.

Ale spójrzmy jednak chociaż na niektóre. Cierpiał naród, gdy najlepszych synów Polski Podziemnej i Armii Krajowej włóczono po sądach, torturowano, zadręczano przesłuchaniami, skazywano na długie lata więzienia, a wielu na karę śmierci i często wyroki wykonywano. Cierpiał w tym czasie również i Kościół. W więzieniach przebywali księża i biskupi. Bo walka z Kościołem była potrzebna do walki z narodem. Przez kilka lat przebywał w więzieniu świętej pamięci prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, za to, że bronił praw osoby ludzkiej. Ten wielki mąż stanu starał się często wbrew wszystkiemu wypełniać ewangeliczna zasadę, by oddać co cesarskie cesarzowi, a co boskie Bogu. Ale nie mógł dalej milczeć, gdy cesarz coraz bardziej sięgał po rzeczy Boskie, po ludzkie sumienia i ludzkie dusze.

Gdy dopełniał się kielich goryczy, ludzie zrywali się do protestu, słusznego protestu, bo tę słuszność przyznawali im nawet ci, przeciwko którym ten protest był kierowany.

W 1956 roku w Poznaniu robotnicy wołali: „My chcemy chleba, my chcemy wolności, my chcemy religii". Za to do nich strzelano. Polała się niewinna bratnia krew. Pozostały osierocone rodziny, były przesłuchania, bicia, więzienie. Za cenę tych cierpień i niewinnej krwi zostali zrehabilitowani najlepsi synowie Ojczyzny, wielu z nich niestety, już po śmierci. Za cenę tego cierpienia powrócił na wolność prymas Polski.

Nie zostali jednak ukarani sprawcy niewinnie przelanej krwi, nie wyciągnięto właściwych wniosków. Bicie się w piersi było nieszczere i po krótkim czasie zaczęto na nowo poniewierać narodem i Kościołem. Próbowano zamykać seminaria duchowne, odebrano im status wyższych uczelni, by móc przerwać studia seminarzystom i wcielać ich na dwa lata do służby wojskowej w specjalnych jednostkach. Poniewierano młodzieżą akademicką, wielu musiało przerwać studia. Skłócono robotników ze studentami i inteligencją.

Poprzez bolesne doświadczenia czasu milenijnego, poprzez bolesne doświadczenia młodzieży w 1968 roku, poprzez wszelkie gorycze i poniewierkę dopełnił się kielich cierpienia w 1970 roku . W kolejnym wołaniu o wolność, sprawiedliwość i prawdę, o chleb i miłość na czoło wysunęli się robotnicy Wybrzeża. Dzisiaj przed tragicznym grudniem 1970 roku, przed zastrzelonymi braćmi Gdańska i Gdyni, przed niewinnie przelaną bratnią krwią w pokorze chylimy czoła.

Pomimo że naród jeszcze raz uwierzył płomiennym deklaracjom i zaufał, już w 1976 roku robotnicy Ursusa i Radomia musieli wołać o godne warunki życia i pracy. W zamian otrzymali obelżywe słowa, wyrzucanie z pracy i hańbiące - nie sądzonych, lecz sędziów - wyroki.

Jednak cierpienia narodu przynoszą owoce. Na bratniej krwi i bólu wyrasta nowych ludzi plemię, ludzi mądrzejszych o doświadczenia minionych lat. W sierpniu 1980 roku objawiła się dojrzałość ludzi zjednoczonych we wspólnym dążeniu budowania Ojczyzny w miłości. "Solidarność" pokazała, że naród zjednoczony z Bogiem i braćmi zdolny jest wiele dokonać. Niech nikt nie mówi, że "Solidarność" poniosła klęskę. Ona idzie do zwycięstwa. Idzie powoli. Ale coraz mocniej wrasta w naród. Potrzeba jej jeszcze być może wiele wycierpieć, zahartować się jak złoto w tyglu. Ale Sierpień '80 ukazał właściwą drogę dla ludzi nowego pokolenia, dla ludzi żyjących w umiłowaniu prawdy, trzeźwości, odwagi i braterskiej miłości.

Gdyby władza chciała zrozumieć słowa kardynała Wyszyńskiego, pisane swego czasu do ministra Kąkola, że potencjalnym szkodnikiem państwa i ustroju jest ten, kto przemilcza prawdę, kto kłamie. Gdyby chciała zrozumieć, że życie ludzkie i życie narodu jest jak gleba; gdy wrzuca się w nią plewy, zbiera się chwasty, a gdy wrzuca się ziarno, ziarno prawdy, miłości, poszanowania ludzkiej godności, zbiera się plon i to plon obfity. Jakże wtedy inaczej mogłoby wyglądać życie rodaków nawet i w tej trudnej rzeczywistości, w jakiej znaleźliśmy się po wojnie. Ale niestety... Idźmy więc w naszych rozważaniach dalej.

O cierpieniach narodu od 13 grudnia 1981 roku mówiliśmy już wiele razy podczas naszych comiesięcznych mszy św. za Ojczyznę. Wspomnijmy więc dzisiaj tylko o niewinnej śmierci braci naszych górników z kopalni „Wujek”, o śmierci braci z Lublina, Nowej Huty i innych miejscowości, o okrucieństwie zbrodni dokonanej na Grzesiu Przemyku. Wspomnijmy o tylu bitych i poniewieranych w godności ludzkiej siostrach i braciach. Wspomnijmy o obozach internowania rozsianych po całej niemal polskiej ziemi. O łzach matek, ojców, dzieci, żon i mężów. O więzionych bez wyroków już od dwóch lat przywódcach "Solidarności” i Komitetu Obrony Robotników. Wspomnijmy o tych, którzy przez długie miesiące byli i są jeszcze z dala od rodzin, gdyż nie chcą łamać swoich sumień przez warunkowe ujawnianie się.

O wyrzuconych z pracy i zatroskanych o byt materialny swoich rodzin. O młodzieży, którą zmusza się do zdejmowania krzyży ze ścian szkolnych, krzyży, które są symbolem ich wiary. O nauczycielach, którzy są zwalniani z pracy za to, że chcą młodzieży przekazać zdrowe zasady patriotyzmu. O wykorzystaniu środków masowego przekazu do preparowania kłamliwych oszczerstw pod adresem ludzi cieszących się szacunkiem w społeczeństwie. O poniżających godność ludzką kolejkach przed sklepami z kartkami w ręku. O płatnych donosicielach...

W ten listopadowy wieczór chcemy sobie mocno uświadomić, że takiego ogromu cierpienia narodu nie wolno nam zaprzepaścić, ale w pokornej i ufnej modlitwie musimy je składać Bogu w ofierze. Zbyt wielka jest danina krwi, bólu, łez i poniewierki złożona u stóp Chrystusa, by nie powróciła od Boga jako dar prawdziwej wolności, sprawiedliwości i miłości. By nie doprowadziła do zmartwychwstania Ojczyzny, jak to miało miejsce w 1918 roku, gdy zdawało się, że jest to niemożliwe, aby trzy mocarstwa zaborcze naraz zostały pokonane. Po ludzku niemożliwe. Ale Bóg pokazał, że u Boga wszystko jest możliwe.

Może jeszcze do skuteczności ofiarnego kielicha narodu potrzeba więcej naszego osobistego zaangażowania. Może jeszcze za mało naszych dobrowolnych wyrzeczeń, za mało czysto ludzkiej solidarności. Za mało odwagi do demaskowania zła, za mało troski o cierpiących, krzywdzonych i więzionych. Może ciągle za dużo w nas egoizmu, zalęknienia, za dużo pijaństwa, za dużo ludzi sprzedajnych, bez własnego zdania, chcących wygrywać własne interesy kosztem innych. Może ciągle jeszcze za mało tych, którzy są wierni ideałom, za które bracia nasi przelewali własną krew?

Listopad 1918 roku niech będzie zachętą dla wszystkich, którzy są jeszcze zniechęceni, upadający na duchu i zalęknieni. Niech będzie zachętą do pracy nad sobą i nad innymi, nad utwierdzeniem i pomnażaniem nadziei, że z każdej sytuacji Bóg jest zdolny wyprowadzić naród ku wolności, gdy lud jest wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie i gdy żyje wiarą, nadzieją, miłością, prawdą i solidarnością.

Amen.

Opcje strony