Instytut Pamięci Narodowej
Wyszukiwarka

1. Biogram

wybierz podstronę:

1898–1921. żołnierz komendanta

Leopold Okulicki urodził się 12 listopada 1898 r. w Bratucicach koło Okulic w powiecie Bochnia w zamożnej rodzinie chłopskiej. Jego rodzicami byli rolnicy Błażej i Anna z domu Korcyl, właściciele ośmiohektarowego gospodarstwa. Po ukończeniu szkoły powszechnej w Okulicach od 1909 r. uczył się w gimnazjum w Bochni. Ze względu na aktywny udział w działaniach niepodległościowych w latach wielkiej wojny 1914–1918 przerwał naukę; klasy siódmą i ósmą oraz maturę składał jako eksternista dopiero w kwietniu 1919 r. Pochodzenie społeczne Okulickiego i jego zaangażowanie w działalność niepodległościową niemal od dziecka stanowią fragment jednego z najważniejszych procesów w historii Polski – uzyskania przez polskich chłopów świadomości narodowej. W Galicji proces ten nastąpił zasadniczo na przełomie wieków XIX i XX, a jego ramowymi datami były lata 1846 (wywołana przez austriackich prowokatorów rzeź galicyjska – stłumienie rękami chłopów zrywu niepodległościowego w Galicji) i 1918–1920 (wojny o niepodległość). Budząca się świadomość narodowa wraz z narastającym poczuciem własnych interesów i aspiracji była niewątpliwie wynikiem działalności powstających w ciągu ostatniej ćwierci XIX w. partii ludowych zwalczanych przez Kościół i ziemiaństwo, mających już na początku XIX w. własnych liderów, którzy wpływali na posunięcia polskiej reprezentacji w parlamencie wiedeńskim i uchwały Sejmu Krajowego we Lwowie. Odbicie tych procesów można dostrzec w rodzinie Okulickiego. Zmiana w czerwcu 1882 r. nazwiska przez jego dziadka – z Kicka na Okulicki – zdaje się wskazywać na chęć awansu do szeroko rozumianej warstwy urzędniczo-ziemiańskiej, a posłanie młodego Leopolda do gimnazjum świadczy o zamiarze utorowania mu lepszej drogi życiowej od tej, która była udziałem jego przodków. Dla chłopskiego syna stanowiło to wówczas tylko szansę, a ewentualny sukces zależał zawsze od charakteru, zdolności i pracowitości.
W gimnazjum Okulicki zetknął się z ideologią i działalnością niepodległościową. Galicja w dobie autonomii – z polską administracją, sądownictwem i szkolnictwem – stanowiła wówczas centrum narodowego życia kulturalnego i politycznego. Zabór austriacki był terenem działań legalnych i półlegalnych, mających na celu odzyskanie niepodległości, których inspiratorem był Józef Piłsudski i kierowana przez niego PPS-Frakcja Rewolucyjna. Środowiska pokładające nadzieje w ideach niesionych przez przyszłego Marszałka Polski grupowały się wokół powstałej w 1912 r. Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, a ich zbrojnym zapleczem miały być paramilitarne organizacje związane z poszczególnymi kierunkami politycznymi. Organizacje zbrojne miały stać się kadrą przyszłej armii polskiej, która w myśl planów Piłsudskiego powstałaby po wybuchu wojny światowej, wkroczeniu jednostki polskiej do zaboru rosyjskiego i nieuchronnym, jak sądził Piłsudski, wybuchu w Królestwie Polskim powstania zbrojnego.


Okulicki od maja 1913 r. działał w patriotycznych organizacjach paramilitarnych, związanych ideowo z Józefem Piłsudskim, m.in. w Związku Strzeleckim w Bochni. W maju 1914 r. zdał egzamin podoficerski. Po wybuchu I wojny światowej, w tydzień po wymarszu 1. Kompanii Kadrowej (6 sierpnia 1914 r.), zgłosił się do Legionów. Jednak już we wrześniu 1914 r. został zwolniony jako niezdolny do służby ze względów zdrowotnych. Zapewne w tym niefortunnym początku kariery wojskowej późniejszego generała odegrały niemałą rolę jego młodociany wiek i niski wzrost. Dalsze koleje tej kariery są dość dobrze znane. Został żołnierzem 3. pułku II Brygady. Pod pseudonimem „Sęp” brał udział w zaciekłych bojach pod Kostiuchnówką (4–7 lipca 1916 r.), zakończonych odwrotem nad rzekę Stochod, gdzie oddziały polskie były w ogniu jeszcze do października 1916 r. Udział w tych walkach przyniósł Okulickiemu pierwsze odznaczenia i awanse: w lecie tego roku został kapralem, a w październiku awansował do stopnia sierżanta.


Znad Stochodu brygady legionowe zostały wycofane na Mazowsze, gdzie przezbrojono je i szkolono według wzorów niemieckich z myślą o przekształceniu w formacje kadrowe przyszłego wojska polskiego, tzw. Polskiej Siły Zbrojnej – Polnische Wehrmacht, które miały być tworzone pod nadzorem niemieckim. Pod względem politycznym decyzje te były następstwem aktu państw centralnych z 5 listopada 1916 r. W 1917 r. Okulicki uczęszczał na kurs oficerski w Zegrzu. Zwrot w wydarzeniach wojennych, rewolucja lutowa w Rosji i zarysowująca się przegrana państw centralnych skłoniły Piłsudskiego do porzucenia obozu Austrii i Prus – z tej strony nie można już było oczekiwać żadnych zasadniczych koncesji na rzecz sprawy polskiej. Pretekstem do zerwania stała się sprawa przysięgi, jakiej władze niemieckie zażądały od legionistów (już żołnierzy Polskiej Siły Zbrojnej). W lipcu 1917 r. zdecydowana większość żołnierzy I i III Brygady odmówiła na rozkaz Komendanta Piłsudskiego złożenia przysięgi. Żołnierze i oficerowie pochodzący z Królestwa Polskiego zostali internowani w Szczypiornie i Beniaminowie, a Galicjan wcielono do armii austriackiej. Być może w okresie reorganizacji jednostek legionowych (listopad 1916 – lipiec 1917 r.) Okulicki przeszedł do III Brygady. Mogłaby na to wskazywać jego postawa w czasie kryzysu przysięgowego, gdy II Brygada złożyła przysięgę, oraz późniejsza służba w 4. pułku piechoty Legionów wywodzącym się z III Brygady. W lipcu 1917 r. Okulicki odmówił złożenia przysięgi. Jako Galicjanin został we wrześniu tego roku przymusowo wcielony do armii austriackiej i skierowany do szkoły oficerów rezerwy w Koszycach (styczeń–marzec 1918 r.). Po jej ukończeniu skierowano go na front włoski. W sierpniu 1918 r. zdezerterował i powrócił do Bochni, skąd po pewnym czasie przeniósł się do Krakowa. Wstąpił wówczas do Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), założonej na rozkaz Piłsudskiego jeszcze we wrześniu 1914 r. i działającej we wszystkich środowiskach polskich w konspiracji przed państwami centralnymi. W tym okresie POW przygotowywała się do przejęcia władzy z rąk administracji rozpadających się Austro-Węgier. 31 października 1918 r. Okulicki uczestniczył w kierowanej przez płk. Bolesława Roję, swego byłego dowódcę z 3. pułku II Brygady, akcji rozbrajania Austriaków i ustanawiania pierwszych polskich instytucji w Krakowie. Na początku listopada 1918 r. sformułował w Bochni pluton piechoty spośród gimnazjalistów należących do POW i wraz z nim wszedł w skład organizującego się ponownie 4. pułku piechoty Legionów.
W nocy z 31 października na 1 listopada 1918 r. składające się z Ukraińców jednostki byłej armii austriackiej, na rozkaz Ukraińskiej Rady Narodowej, powstałej 19 października 1918 r., podjęły próbę opanowania Lwowa (Ukraińcy byli najmniejszą grupą narodowościową w tym mieście) i rozpoczęły ustanawianie administracji ukraińskiej w Galicji Wschodniej. Proklamowano Zachodnioukraińską Republikę Ludową z tymczasową stolicą w Stanisławowie. We Lwowie rozpoczęły się zacięte walki polskich jednostek ochotniczych sformowanych z mieszkańców miasta i byłych wojskowych dowodzonych przez kapitana Czesława Mączyńskiego z jednostkami Ukraińskiej Halickiej Armii. Zakończyły się one wyparciem Ukraińców z miasta i utworzeniem przez nich pierścienia otaczającego Lwów. Głośne w całej Polsce hasło „odsieczy Lwowa” było wówczas jednym z ważniejszych czynników przyspieszających powstanie polskiej państwowości. Po wybuchu walk z Ukraińcami Okulicki, bezpośrednio po nominacji na stopień podchorążego, jako dowódca plutonu w 5. kompanii 4. pułku piechoty Legionów uczestniczył w starciach w rejonie Przemyśla i w przełamaniu ukraińskiej blokady wokół Lwowa w listopadzie 1918 r. W następnych miesiącach wraz ze swym pułkiem brał udział w potyczkach z oddziałami ukraińskimi w rejonie Lwowa. 3 lutego 1919 r. zgłosił się na ochotnika i samodzielnie zniszczył granatami stanowisko karabinu maszynowego blokującego ogniem pozycje 5. kompanii. Został wówczas ranny i do maja leczył się w szpitalu. W tym czasie, w marcu, 4. pułk piechoty Legionów odwołano z frontu ukraińskiego w rejon Zegrze–Jabłonna w celu reorganizacji.


W maju 1919 r. Okulicki wrócił do swojej jednostki i został z nią (w składzie nowo utworzonej dywizji legionowej) skierowany na front w okolice Wołkowyska – na południe od Grodna – do walki z wojskami bolszewickimi. Bolszewicy, posuwając się na zachód w ślad za wycofującymi się Niemcami, po złamaniu polskiej samoobrony zajęli m.in. Wilno i kierowali się na zachodni brzeg Bugu, realizując plan „Wisła”, zakładający utworzenie polskiej republiki sowieckiej i przebicie się do Niemiec w celu wsparcia tam rewolucji komunistycznej. Od kwietnia 1919 r. trwały na tym froncie polskie działania ofensywne, odbito wtedy Nowogródek, Baranowicze, Wilno. Okulicki brał udział w bojach pod Lidą, Wołożynem, Bogdanowem i Mołodecznem. W walkach z bolszewikami 4. pułk piechoty Legionów dotarł w lecie 1919 r. do linii rzeki Berezyny, której na rozkaz Piłsudskiego nie wolno było już przekraczać. W walkach tych ponownie ranny w lipcu tego roku, powrócił jednak ze szpitala na front już w sierpniu, obejmując dowodzenie kompanią. Postawa wykazana w lecie, zwłaszcza w wypadzie na Wołożyn 11 czerwca, potwierdzona odniesionymi ranami, przyniosła mu dalsze wyróżnienia. We wrześniu 1919 r. został awansowany do stopnia podporucznika i formalnie już mianowany dowódcą kompanii w 3. batalionie 4. pułku piechoty Legionów.


Na przełomie maja i czerwca 1920 r. Okulicki odznaczył się w nierozstrzygniętej bitwie nad Berezyną (po 14 maja bolszewicy próbowali przejść do ofensywy na froncie północnym). Został wówczas ranny. Zanim odesłano go do szpitala na tyły, jeszcze w czerwcu tego roku, zapewne w czasie inspekcji frontu przeprowadzonej przez Józefa Piłsudskiego w pierwszym tygodniu tego miesiąca, otrzymał z jego rąk order Virtuti Militari kl. V (Srebrny Krzyż). Miał wówczas 21 lat. Okulickiemu dane było uczestniczyć w jednej z pierwszych ceremonii wręczania tego orderu za zasługi w toczącej się wojnie – Kapituła Virtuti Militari zebrała się po raz pierwszy 22 stycznia 1920 r. Powrócił ze szpitala na front w sierpniu 1920 r. i zdążył jeszcze uczestniczyć w polskiej kontrofensywie spod Warszawy jako dowódca kompanii i p.o. dowódca batalionu w 4. pułku piechoty Legionów.


Walki z lat 1915–1920 ugruntowały opinię o Okulickim jako o świetnym, bojowym oficerze liniowym. Za zasługi w tych latach otrzymał, oprócz Krzyża Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyż Walecznych, z opóźnieniem: w 1921 i dwukrotnie w 1922 r.

1921–1939. Pokojowy antrakt

W latach 1921–1923 Leopold Okulicki jako dowódca kompanii w 4. pułku piechoty Legionów stacjonował kolejno w Suwałkach, Białej Podlaskiej i Kielcach. W 1922 r. otrzymał stopień kapitana – ze starszeństwem od 1 czerwca 1919 r. Po złożeniu egzaminów wstępnych odbył w latach 1923–1925 studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, uzyskując tytuł dyplomowanego oficera Sztabu Generalnego. Końcowa opinia wystawiona mu przez francuskiego dyrektora nauk w szkole i jej współkomendanta płk. Louisa Faurego była pozytywna i bardzo wyważona: „Oficer o przeciętnych zdolnościach, systematyczny, pracowity, będzie pożytecznym pracownikiem w każdym sztabie”, „co w pełni odpowiadało rzeczywistości” – komentował po wojnie znający dobrze Okulickiego ówczesny kpt. Jerzy Kirchmayer. Oprócz opinii Francuza Okulicki otrzymał również negatywną ocenę, którą sformułował polski komendant szkoły gen. Aureli Serda-Teodorski lub gen. Gustaw Zygadłowicz (historia Wojska Polskiego odnotowała tylko, że ci dwaj generałowie byli komendantami Wyższej Szkoły Wojennej, nic ponadto – do programu szkolenia obawiali się wtrącać): „Niezrównoważony, bez zdolności, nie nadaje się do sztabów”, „co było bezwzględną nieprawdą” – według opinii Jerzego Kirchmayera.


Po 1925 r. Okulicki rozpoczął karierę sztabową. Od 1 listopada 1925 r. służył w stopniu kapitana dyplomowanego w Dowództwie Okręgu Korpusu (DOK) III w Grodnie kolejno jako: kierownik referatu mobilizacyjnego, od lutego 1928 r. p.o. szef Wydziału Ogólnego, od 1929 r. kierownik Okręgowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Nie brał udziału w majowych walkach 1926 r., ale popierał marszałka Józefa Piłsudskiego. 19 marca 1928 r. został awansowany do stopnia majora. Od 21 kwietnia 1930 r. do 10 lipca 1931 r. pełnił funkcję dowódcy batalionu w 75. pułku piechoty w Rybniku na Śląsku. 11 lipca 1931 r. powołano go na stanowisko wykładowcy taktyki broni połączonych w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie, następnie od 21 kwietnia 1934 do 20 września 1935 r. pełnił obowiązki szefa sztabu 13. dywizji piechoty w Równem na Wołyniu. Ówczesny pierwszy oficer w sztabie 13. dywizji piechoty kpt. Jerzy Kirchmayer dobrze wspominał współpracę ze swoim przełożonym: „Ażeby zamknąć galerię typów równieńskich, muszę napisać o moim ostatnim szefie sztabu, majorze Leopoldzie Okulickim. Przyjechał do Równego w kwietniu 1934 roku. W stosunku do mnie był z początku dość powściągliwy. Później wyznał mi, że go nastraszono w Warszawie. »Będziesz miał tam trudne zadanie – powiedziano mu w Sztabie Głównym – bo jest tam taki I oficer sztabu, który zjada wszystkich szefów sztabu po kolei«. W rzeczywistości nic podobnego nie było i Okulicki przekonał się prędko, że wina leżała całkowicie nie w mojej nielojalności. Okulicki był synem chłopa w Małopolski. Zaciekły legionista, dzielny żołnierz, oficer zdolny, chętny, lojalny, znakomity kolega, wybuchowy, porywczy charakter. Miał żonę i syna, ale w pożyciu małżeńskim nie był szczęśliwy, przy czym według naszych obserwacji winę ponosiła żona, osoba nietaktowna, trudna w pożyciu, niezręczna i w złym tonie w stosunku do obcych. Nie umiała zżyć się z równieńskim towarzystwem i była ogólnie nie lubiana. Knoll [gen. bryg. Edmund Knoll-Kownacki, dowódca 13. dywizji piechoty – J.P.] ochrzcił Okulickiego z punktu »chojrakiem«, lecz polubił go i cenił. Regulski [dowódca piechoty dywizyjnej 13. dywizji piechoty płk dypl. Bronisław Regulski – J.P.] przekonywał się dłużej, ale wreszcie uznał go także. Ze mną stosunki ułożyły się dobrze. Nie mieliśmy w ciągu wspólnej służby ani jednej scysji”.


Od 21 września 1935 r. Okulicki został przeniesiony do Sztabu Głównego Wojska Polskiego (SG WP). Był to niewątpliwie sukces zawodowy i duży krok w karierze wojskowej. 19 marca 1936 r. otrzymał awans do stopnia podpułkownika i objął stanowisko szefa Wydziału „Wschód” w Oddziale III (operacyjnym) SG. Wydział ten zajmował się opracowywaniem koncepcji przyszłej wojny z ZSRR. Okulicki został tym samym dokooptowany do zespołu pracującego nad podstawową kwestią ówczesnej polskiej doktryny wojennej. 21 marca 1939 r. odwołano go z tego stanowiska – był to już początek gorączkowego opracowywania nowej strategii wojennej po oficjalnym wysunięciu przez Niemcy pretensji do Gdańska i związanych z tym nowych przydziałów dla dużej grupy oficerów SG. Okulicki został włączony do zespołu pracującego nad planem wojny z Niemcami (Plan „Z”). Wkrótce potem, 1 kwietnia 1939 r., podjął obowiązki zastępcy szefa Oddziału III SG i szefa Wydziału Sytuacyjnego – podlegali mu tzw. oficerowie odcinkowi przy poszczególnych armiach WP. Pozostawał na tym stanowisku w chwili wybuchu wojny 1 września 1939 r.

1939-1940 W walce z Niemcami

Przypadek zrządził, że Leopold Okulicki był oficerem, który 1 września 1939 r. o świcie, między godz. 5 a 6, odbierał pierwsze meldunki o ataku niemieckim na Polskę i zarządzał alarmy w sektorze cywilnym i wojskowym. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 r. miał dyżur w SG jako oficer służbowy w zastępstwie chorego płk. dypl. Józefa Jaklicza. W SG przebywał wówczas także jego szef gen. Wacław Stachiewicz.


6 września, kiedy Sztab Naczelnego Wodza (Sztab NW; do 1 września 1939 r. SG) został ewakuowany z Warszawy, Okulicki zameldował się u zastępcy szefa Sztabu NW płk. Jaklicza z prośbą o zezwolenie na pozostanie w stolicy. Został mianowany specjalnym delegatem Sztabu NW przy dowództwie obrony Warszawy jako oficer ds. operacyjnych ekspozytury Kwatery Głównej; w praktyce był oficerem łącznikowym naczelnego wodza przy Sztabie gen. Juliusza Rómmla. 8 września otrzymał od szefa Sztabu NW specjalne zadanie dopilnowania realizacji przez gen. Juliusza Rómmla wydanych zarządzeń odnośnie do taktyki walki o Warszawę i współdziałania z wojskami gen. Tadeusza Kutrzeby. Wówczas nie wiedziano jeszcze, że dowódca pośpiesznie tworzonej armii „Warszawa” gen. Juliusz Rómmel, porzuciwszy 6 września na polu walki dowodzoną przez siebie armię „Łódź”, ochłonął z paniki dopiero w Warszawie, gdzie tłumaczył się wykrętnie odcięciem od swoich wojsk przez niemieckie zagony pancerne. Okulickiemu, jako najstarszemu rangą oficerowi w dyspozycji Sztabu NW, powierzono obronę stolicy. W ramach swej funkcji miał przekazywać rozkazy ze Sztabu NW i alarmować go w wypadku, gdyby Rómmel bronił stolicy w oderwaniu od planów zwrotu zaczepnego armii „Poznań” i „Pomorze” nad Bzurą. Obawy budziło to, że gen. Rómmel ze względów prestiżowych niechętnie odnosił się do dyrektyw młodszego służbą szefa Sztabu NW gen. Stachiewicza. Już po wojnie gen. Stachiewicz tak rekonstruował nastrój tych dni: „Tego wszystkiego [o rozkazie do armii „Łódź” sprzecznym z dyrektywami szefa Sztabu NW podporządkowującymi ją gen. Kutrzebie – J.P.] mi gen. Rómmel nie powiedział, ale wyczuwałem u niego pewne »chłodne« zachowanie się w stosunku do mnie i obawiałem się, że może on wydawać zarządzenia w stosunku do armii, które będą krzyżowały poprzednio wydane decyzje. Dlatego wyjeżdżając z Warszawy, pozostawiłem przy nim płk. Okulickiego ze specjalnym zadaniem dopilnowania wykonania wydanych zarządzeń i meldowania zaraz do Naczelnego Dowództwa, gdyby wynikły jakieś zgrzyty”.


Okulicki próbował wywiązać się z tych obowiązków w decydujących dniach 11–18 września. 13 września wysłał do Sztabu NW ostrą, alarmującą depeszę, wskazując na świadome nieudzielenie pomocy gen. Kutrzebie – wbrew rozkazom gen. Rómmel nie przekazał pod dowództwo gen. Kutrzeby Nowogródzkiej Brygady Kawalerii gen. Władysława Andersa, świadomie angażując ją w walki o Mińsk Mazowiecki; mimo apelów gen. Kutrzeby o pomoc wycofał do Warszawy wojska gen. Juliusza Zulaufa walczące – według Okulickiego – z powodzeniem koło Jabłonny. Okulicki wskazywał już wtedy na możliwość ruchu zaczepnego kilku batalionów z obsady Warszawy w stronę armii „Pomorze”. Nie mogąc wpłynąć na decyzje gen. Rómmla w myśl otrzymanych rozkazów, bo jego funkcje były tylko informacyjno-łącznikowe i oczywiście nie mógł rozkazywać generałowi, Okulicki stawił się 11 września u płk. Mariana Porwita w dowództwie odcinka Warszawa-Zachód, meldując gotowość do wzięcia udziału w bezpośredniej walce. Po otrzymaniu funkcji szefa sztabu tego zgrupowania stał się gorącym orędownikiem idei natarcia w kierunku zachodnim w celu odciążenia armii „Poznań” i „Pomorze”, walczących nad Bzurą. Kunktatorstwo gen. Rómmla sprawiło, że Okulicki zamiast postulowanych osiemnastu batalionów otrzymał do realizacji tego planu zaledwie trzy bataliony i grupę pancerną oraz kombinowany oddział lotników.


Od 18 września 1939 r., a więc od momentu objęcia dowództwa tego zgrupowania taktycznego, Okulicki prowadził aktywną obronę na odcinku wolskim. Tego samego dnia jego grupa rozpoczęła natarcie w kierunku zachodnim wzdłuż osi Górce–Blizne, osiągając pod wieczór linię Blizne – Nowy Chrzanów – folwark Jelonki. Ta jedyna akcja ofensywna w czasie obrony stolicy przyniosła jednak połowiczne rezultaty ze względu na szczupłe siły, które Okulicki miał do dyspozycji. Potrafił jednak utrzymać się na zajętych pozycjach do kapitulacji Warszawy. Jeszcze 25 września 1939 r. zgrupowanie Okulickiego odpierało natarcia niemieckie, a w dniu następnym przeszło nawet do kontrataku w kierunku parowozowni Czyste. W skład zgrupowania wolskiego wchodziły m.in. oddziały dowodzone przez mjr. Józefa Spychalskiego i mjr. Stanisława Pieńkosia. Z obydwoma Okulickiego zetkną jeszcze wojenne losy, a Pieńkosiowi dane będzie odegrać w życiu jego ówczesnego dowódcy rolę dwuznaczną. Podczas walk na Woli sztab Okulickiego mieścił się przy ul. Górczewskiej 122.


Za obronę stolicy Okulicki otrzymał 29 września 1939 r. z rąk gen. Rómmla, jako najstarszego rangą oficera na terenie kraju, upoważnionego przez naczelnego wodza, order Virtuti Militari kl. IV (Złoty Krzyż). Kiedy 27 września 1939 r. zapadła decyzja poddania Warszawy, Okulicki początkowo zamierzał przedostać się na Węgry – zorganizował nawet grupę, która miała wyruszyć ze stolicy. Jednak jeszcze tego samego dnia oddał się do dyspozycji gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza, który rozpoczynał organizowanie konspiracyjnej Służby Zwycięstwu Polski (SZP). Przysięgę złożył 28 września 1939 r.
Okulicki należał do ścisłej przywódczej grupy kilkunastu oficerów i czołowych działaczy politycznych organizujących SZP. W październiku 1939 r. został odkomenderowany do Łodzi jako wojewódzki dowódca SZP (po płk. Franciszku E. Pfeifferze) z zadaniem zorganizowania struktur konspiracyjnych na tym niezwykle ważnym terenie, było to bowiem bezpośrednie zaplecze Warszawy, a ponadto na obszarze podległym Okulickiemu, w Spale, stacjonował sztab Dowództwa Wehrmachtu na Wschodzie, tzw. Ober-Ost. Okulicki („Kula”, „Jan”, „Pan Jan”, „Miller”) wypełniał swoją misję w bardzo trudnych warunkach szczególnie nasilonego terroru niemieckiego, Łódź bowiem wraz z większą częścią województwa została bezpośrednio wcielona do Rzeszy i w listopadzie 1939 r. przemianowana na Litzmannstadt. Po powstaniu Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) Okulicki od stycznia 1940 r. pozostał na swym stanowisku jako komendant Okręgu Łódzkiego ZWZ. Jego prężna działalność doprowadziła do powstania zrębów podziemia na podległym mu terenie. Zainicjował wprowadzenie do administracji niemieckiej volksdeutschów, którzy pozostali lojalni wobec państwa polskiego, i wykorzystanie ich jako cennych informatorów. Struktury wojskowe podziemia oparł na przedwojennych organizacjach paramilitarnych, harcerstwie, związkach oficerów i podoficerów rezerwy. Rozpoczął gromadzenie zapasów broni i wydawanie podziemnej prasy, m.in. tygodnika „Wiadomości Polskie”. Udało mu się doprowadzić do realizacji dwóch akcji dywersyjnych i wykolejenia transportów wojskowych.
W marcu 1940 r. na polecenie zastępcy komendanta ZWZ i komendanta okupacji niemieckiej płk. Stefana Roweckiego „Grota” (ZWZ był dowodzony z Paryża przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego „Godziembę”) Okulicki udał się do Wydzielonego Oddziału WP mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, którego na pół jawna działalność sprowadzała krwawe represje na ludność cywilną. „Hubal” operował wówczas częściowo na terenie podległego Okulickiemu Inspektoratu Piotrkowskiego ZWZ, jedynej części Okręgu Łódzkiego niewcielonej do Rzeszy. Okulicki spotkał się z „Hubalem” we wsi Gałki Krzczonowskie w lasach spalskich i wymógł na nim częściową demobilizację oddziału – z 312 ludzi z „Hubalem” pozostało około 80.


Efekty pracy Okulickiego zostały po raz kolejny docenione przez przełożonych – rozkazem z 1 lipca 1940 r. awansowano go do stopnia pułkownika. W maju i czerwcu 1940 r. doszło do ujawnienia konspiracyjnej działalności w Łodzi. Gestapo dokonało aresztowań wśród członków Polskiej Organizacji Bojowej „Wolność” (został zdekonspirowany m.in. jej przywódca Henryk Bartoszewicz), ściśle związanej z ZWZ. W czasie śledztwa ujawniono adres kwatery komendanta Okręgu Łódzkiego ZWZ przy ul. Kilińskiego 117 oraz nazwisko, jakim się posługiwał (Johann Müller). Rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania Okulickiego, m.in. aresztowano w Łodzi kilkudziesięciu Müllerów. W obliczu dekonspiracji i bezpośredniego zagrożenia Okulicki 14 sierpnia został odwołany z funkcji komendanta Okręgu. Po przedostaniu się we wrześniu do Warszawy otrzymał tymczasowo funkcję inspektora Komendy Głównej ZWZ (KG ZWZ). Musiał zmienić pseudonimy: „Jan Mrówka”, „Mrówka”, „Kobra”. Po niecałym miesiącu Stefan Rowecki, wówczas już generał i komendant główny ZWZ, mianował go komendantem okupacji sowieckiej na Obszarze nr 2 – Białystok i Obszarze nr 3 – Lwów z zadaniem zlikwidowania rozbicia organizacyjnego na terenie Obszaru Lwowskiego i uporządkowania spraw ZWZ w obrębie całej okupacji. Ta misja pułkownika Okulickiego była szczególnie trudna i niebezpieczna.

1940-1941 Lwów i Łubianka

Jako element podjętego przez gen. Roweckiego i płk. Leopolda Okulickiego, wówczas komendanta okupacji sowieckiej, planu kompleksowego rozwiązania problemów konspiracji na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej jesienią 1940 r. (około 26 października) na Obszar nr 2 – Białystok przerzucona została grupa oficerów, którzy mieli przejąć kierownictwo ZWZ po dekonspiracjach na tych terenach. 23 października 1940 r. wyruszył też z Warszawy Okulicki. Towarzyszyła mu jako łączniczka Bronisława Wysłouchowa „Biruta” oraz dwóch oficerów transportujących radiostację, jednym z nich był kpt. Jerzy Missuna. Mieli oni przekraczać granicę w dwa dni po Okulickim.


Przewodnikiem był ppor. Bolesław Zymon „Waldy Wołyński”. Nad granicą rozdzielili się: Okulicki i „Biruta” skorzystali z kanału przerzutowego KG ZWZ przez Rawę Ruską, a „Waldy” poprowadził resztę ekipy przez Uściług. Okulicki przybył do Lwowa 2 listopada 1940 r. Przez pewien czas ukrywał się w klasztorze jezuitów, następnie zorganizował swoją kwaterę przy ul. Zadwórzańskiej 117. Dwaj oficerowie wraz z radiostacją nigdy do Lwowa nie dotarli.


Przez „Birutę” nawiązał pierwsze kontakty – najpierw z mecenasem Antonim Kozłowskim, potem z ppłk. Janem Maksymilianem Sokołowskim „Trzaską”, mjr. Alfonsem Aleksandrem Klotzem „Niewiarowskim”, ppłk. Adamem Paszkowskim i księdzem Tadeuszem Walczakiem. Przedstawione przez nich dowody potwierdziły podejrzenia, żywione przez Roweckiego i Okulickiego jeszcze w Warszawie, o głębokiej infiltracji struktur konspiracji lwowskiej przez NKWD.


Zadania, jakie postawiono przed Okulickim, sprowadzały się do stworzenia aparatu dowodzenia na całym terenie okupacji i rozbudowania go na poziomie okręgów, rozszerzenia, a właściwie stworzenia, sieci wywiadu, zorganizowania systemu łączności radiowej i kurierskiej z Warszawą. Ogólną dyrektywą był nakaz zdwojonej ostrożności i wciągania do pracy z istniejących organizacji tylko ludzi całkowicie pewnych i sprawdzonych.


Od listopada 1940 r. do stycznia 1941 r. Okulicki organizował Komendę Obszaru nr 3 i rozpoczął tworzenie dowództw okręgów. Niestety, misja „Mrówki” od początku nie miała szans powodzenia, już bowiem na etapie podróży do Lwowa obserwowany był przez sowieckiego prowokatora, którym okazał się Zymon. Nie zdając sobie sprawy z prawdziwej roli, jaką on pełnił, ze względu na brak łączności z Warszawą Okulicki zdecydował się w styczniu 1941 r. wysłać kurierów, w tym „Birutę”, do stolicy z raportem o rezultatach swej działalności. Nie miał jednak alternatywy przy wyborze trasy przerzutu przez linię Ribbentrop–Mołotow i musiał zaryzykować posłanie ich szlakiem zaproponowanym przez Zymona (Włodzimierz Wołyński – Uściług – Hrubieszów). „Waldy” zjawił się we Lwowie, by osobiście nadzorować przerzut – w efekcie kurierzy zostali aresztowani przez NKWD już na lwowskim dworcu kolejowym 15 stycznia 1941 r. Wkrótce potem, w nocy z 21 na 22 stycznia 1941 r., specjalna ekipa NKWD aresztowała Okulickiego w jego mieszkaniu. Został zdekonspirowany już w chwili przybycia do Lwowa. Bezpośrednim sprawcą jego wydania był zdrajca Zymon „Waldy”. NKWD, aresztując Okulickiego, znał jego prawdziwe nazwisko, aktualny stopień i funkcję w organizacji.


Po zniknięciu „Mrówki” praca konspiracyjna we Lwowie prawie zamarła, mimo wysiłków desygnowanych przez niego na wypadek dekonspiracji następców – mjr. Klotza, a po nim płk. Sokołowskiego. Nastąpiła całkowita utrata łączności z Warszawą. 22 kwietnia 1941 r. gen. Rowecki poinformował w specjalnej depeszy gen. Sosnkowskiego, że postanowił osobiście objąć Komendę Okupacji Sowieckiej i że w lecie 1941 r. wyjedzie do Lwowa, by uporządkować sprawy ZWZ. Sądzić należy, że gdyby Niemcy nie uderzyły na ZSRR 22 czerwca 1941 r., to w lecie tr. gen. Iwan Sierow, komisarz ludowy spraw wewnętrznych USRR, odbierałby od Stalina i Hitlera gratulacje za niebywały sukces – schwytanie we Lwowie komendanta głównego ZWZ.


Więzienie Brygidki było miejscem, gdzie Okulicki natychmiast po ujęciu został przewieziony, tam bowiem w dawnym klasztorze mieściła się centrala miejscowego NKWD. W czasie przesłuchania prowadzonego przez gen. Sierowa otrzymał propozycję współpracy, pozostania na swoim stanowisku i utrzymania ZWZ we Lwowie pod kontrolą sowiecką. Zdecydowanie odmówił. Przewieziono go do Moskwy i osadzono w więzieniu NKWD na Łubiance. Podczas pięciomiesięcznego śledztwa, wobec szczegółowych informacji o strukturach ZWZ, jakie mu przedstawiono – sięgały one aż do KG – Okulicki podjął próbę śmiałej rozgrywki. Twierdził, że otrzymał zadanie prowadzenia tylko akcji antyniemieckiej i zgodził się na udzielenie posiadanych wiadomości o Niemcach. W zamian za to miał być skierowany do „Rakonia” (ówczesny pseudonim gen. Stefana Roweckiego) jako poseł z propozycją zaprzestania walki ZWZ przeciw ZSRR i podjęcia współdziałania przeciwko Niemcom. Ta gra – z pewnością obustronnie oszukańcza, bo trudno przypuszczać, by propozycje rosyjskie miały inny cel niż złamanie odporności psychicznej więźnia – skończyła się, gdy kryptolodzy NKWD rozszyfrowali znaleziony przy „Birucie” raport „Mrówki” dla „Rakonia”. Wynikało z niego niezbicie, że działalność Okulickiego we Lwowie była skierowana przeciwko ZSRR. W efekcie Okulicki został obrzucony wyzwiskami („żulik”) i przekazany do cieszącego się ponurą sławą więzienia w Lefortowie. Przeszedł w nim niezwykle ciężkie trzydziestopięciodniowe śledztwo, połączone z torturami fizycznymi i wyrafinowaną presją psychiczną. Pozostałością po nim były dolegliwości sercowe – skutek stosowania metody konwejera, czyli ustawicznych przesłuchań przy całkowitym pozbawieniu snu – oraz osłabienie wzroku – rezultat bezustannego przebywania w pomieszczeniu oświetlonym całą dobę mocnym światłem elektrycznym. Nikogo nie wydał w bestialskim śledztwie, odmówił też ujawnienia haseł, twierdząc, że je zapomniał. Zachowywał się z godnością. W połowie czerwca 1941 r. podpisał protokół śledztwa, który stał się podstawą aktu oskarżenia. Koronnym dowodem przeciwko Okulickiemu był jego raport do gen. Roweckiego, znaleziony przy aresztowanej Wysołuchowej.

Do rozprawy przed trybunałem NKWD, w wyniku której otrzymałby zapewne wyrok śmierci lub 25 lat łagrów, nie doszło. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i zawarciu porozumienia Sikorski–Majski Okulicki został zwolniony 14 sierpnia 1941 r., a według niektórych źródeł już 2 sierpnia, w ramach tzw. amnestii. Otrzymał nominację rządu polskiego na szefa sztabu tworzącej się armii polskiej w ZSRR pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Ironia losu sprawiła, że jednym z sowieckich oficerów łącznikowych, czyli nadzorców, przy sztabie armii polskiej został płk NKWD Kondratiuk, który prowadził śledztwo w sprawie Okulickiego i osobiście torturował jego łączniczkę „Birutę”. Wczorajszy oprawca miał być „od dzisiaj” towarzyszem broni.

1941-1944. Znowu w mundurze

Po zwolnieniu z wiezienia Okulicki został jeszcze w sierpniu mianowany przez gen. Andersa szefem sztabu mającej się formować armii polskiej w ZSRR, właściwie: Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR (PSZ). Po kilkutygodniowym pobycie w Moskwie potrzebnym na kurację po przejściach więziennych – udał się do Buzułuku, gdzie umieszczono siedzibę dowództwa PSZ. Z trudem, po kilkakrotnych interwencjach gen. Andersa, udało się Okulickiemu doprowadzić do zwolnienia przez NKWD Bronisławy Wysłouchowej „Biruty”.


Na stanowisku szefa sztabu był Okulicki jednym z głównych organizatorów PSZ w ZSRR. Jego praca została wysoko oceniona przez gen. Andersa. Obok nawału nierozwiązywalnych problemów technicznych, wynikłych na skutek sabotowania przez ZSRR umowy Sikorski–Majski, na Okulickiego spadł obowiązek poszukiwania około 15 tys. polskich oficerów zaginionych w ZSRR po 17 września 1939 r. Przy sztabie PSZ zorganizował specjalną komórkę dokumentującą martyrologię Polaków w ZSRR w latach 1939–1941. Na jego rozkaz zbieraniem danych o zaginionych oficerach zajął się rtm. Józef Czapski.


Na początku grudnia 1941 r. Okulicki znalazł się w składzie oficjalnej delegacji polskiej, która pod przywództwem gen. Władysława Sikorskiego toczyła na Kremlu pertraktacje z kierownictwem sowieckim. 4 grudnia wraz z gen. Władysławem Andersem i gen. Zygmuntem Szyszko-Bohuszem reprezentował stronę polską na naradzie w sowieckim Sztabie Generalnym poświęconej realizacji ustaleń podjętych w rozmowach Sikorski–Stalin. Po południu tego samego dnia uczestniczył w obiedzie wydanym przez Stalina na cześć premiera Sikorskiego. W czasie przyjęcia Stalin odkrył podobieństwo między Okulickim i nieznanym rewolucjonistą z Sosnowca, który przed laty pomógł mu w przeprawie przez granicę, po czym z wyreżyserowanym uznaniem odniósł się do kończącego rozmowę komentarza Okulickiego: „Z Łubianki na Kreml niedaleko. Mnie ta droga zajęła pół roku, ale jeżeli przyniesie to korzyść Polsce to nie będę żałował, że trwała tak długo”.


Sabotowanie ustaleń grudniowych przez władze sowieckie i ciężka sytuacja PSZ spowodowana drastycznym zmniejszeniem racji żywnościowych były głównymi tematami dramatycznych negocjacji między gen. Andersem i płk. Okulickim a Stalinem i Mołotowem, przeprowadzonych na Kremlu 18 marca 1942 r. W obliczu nieustępliwości strony sowieckiej (Stalin nie zgodził się na utrzymanie dotychczasowej puli racji żywnościowych) i wymuszonych na skutek tego ustaleń o częściowej ewakuacji wojska polskiego do Iranu przygnębiająco zabrzmiały ostatnie słowa Okulickiego skierowane do Stalina i oddające głębię rozczarowania strony polskiej: „Dzisiaj nasze marzenia, by tu stworzyć możliwie silną armię i prostą drogą – walcząc – iść do wolnej ojczyzny, rozwiały się”. W drugiej połowie marca 1942 r. Okulicki wraz z gen. Bolesławem Szareckim, naczelnym lekarzem PSZ, i grupą oficerów udał się do Pahlevi w Iranie, by przygotować ewakuację pierwszych grup wojska i ludności polskiej z ZSRR. Po załamaniu się rozmów wojskowych polsko-sowieckich Okulickiemu z dużą trudnością przychodziło wypełnianie funkcji szefa sztabu PSZ. Nadszarpnięte na Łubiance i w Lefortowie nerwy odmawiały mu posłuszeństwa. Kilkakrotnie miał poważne scysje z przydzielonym mu oficerem łącznikowym płk. NKWD Aronem Wołkowyskim, z pochodzenia polskim Żydem, niełatwo znosił też częstą obecność w otoczeniu gen. Andersa wspomnianego już płk. NKWD Kondratiuka.


W efekcie nacisków sowieckich i w porozumieniu z gen. Andersem Okulicki zrezygnował ze swej funkcji i 8 marca 1942 r. objął dowództwo 7. Dywizji Piechoty formującej się w Kermine w Uzbekistanie. Dotychczasowy jej dowódca gen. Szyszko-Bohusz został zamiast Okulickiego mianowany szefem sztabu PSZ. Gen. Szyszko-Bohusz przybył do ZSRR dopiero w sierpniu 1941 r. z Londynu, był więc dla gen. Andersa bardziej wygodny politycznie na tym drugim co do znaczenia stanowisku w PSZ, jako oficer łatwiej akceptowany przez władze sowieckie niż Okulicki. Dotychczasowy szef sztabu mógł wręcz służyć za symbol swą walką we Lwowie, martyrologią w katowniach NKWD, wreszcie lojalną, ale nieustępliwą postawą po sierpniu 1941 r. Zmiana na stanowisku szefa sztabu PSZ, choć została wymuszona przez Rosjan, niewątpliwie była na rękę Andersowi, zwłaszcza w nadchodzącym okresie drażliwych dla obu stron rokowań o prawo wyjścia z ZSRR nie tylko wojska, ale i tych grup polskiej ludności cywilnej, które licznie zgromadziły się wokół obozów PSZ. Stalin, w sytuacji gdy nie udało mu się podporządkować politycznie lub rozczłonkować PSZ, dążył do wypchnięcia polskich jednostek z ZSRR i pozbycia się w ten sposób politycznej przeszkody na drodze do realizacji swych celów strategicznych w stosunku do Polski. Nie robił tego jednak bezpośrednio, ograniczając się do uniemożliwienia polskim jednostkom realnej egzystencji. Te usiłowania zbiegły się z zamiarami Andersa, który również dążył do wyprowadzenia wojska z „nieludzkiej ziemi”, absolutnie nie wierząc w uczciwość polityki Stalina i jego lojalność wobec umów zawartych z Polakami. W tej sytuacji polityczna bezkompromisowość Okulickiego mogła skomplikować rokowania. O przejściu pułkownika na mniej eksponowane politycznie stanowisko dowódcy 7. Dywizji Piechoty zadecydowały więc względy polityczne. Zdaniem gen. Andersa jako szef sztabu PSZ Okulicki był bez zarzutu, co znalazło wyraz w pochwalnej opinii z 16 kwietnia 1942 r.: „Płk dypl. Okulicki, obecny dowódca 7 DP, współpracował ze mną jako Szef Sztabu od pierwszych dni organizacji naszej armii w ZSRR. W tych najcięższych chwilach, kiedy 7 miesięcy współpracy można śmiało policzyć za 7 lat, płk. dypl. Okulicki wykazał tyle niespożytej energii i hartu ducha oraz tyle żołnierskich zalet, jak poprzednio w wojnie 1939 r. i następnie w ZWZ. Ani na chwilę nie zawiódł mego całkowitego zaufania, był wzorem lojalności służbowej i odwagi cywilnej. Cieszę się niezmiernie, że dziękując mu za wielką pomoc wykazaną naszej sprawie, mogę wyrazić całkowitą pewność i wiarę, że taki żołnierz nie zawiedzie nigdy na żadnym stanowisku w pracy dla Polski”.


6 sierpnia 1942 r. ukończona została ewakuacja 7. Dywizji Piechoty z ZSRR do Persji. Po przejściu PSZ z ZSRR na Bliski Wschód 7. Dywizja Piechoty pod dowództwem Okulickiego stacjonowała w Khanaquin w Iraku z zadaniem ochrony pól naftowych. Dopiero tutaj oddziały otrzymały pełne uzbrojenie i umundurowanie, a żołnierzy doprowadzono do zadowalającej kondycji zdrowotnej i fizycznej (w ZSRR często nawet połowa oddziałów leżała powalona epidemią lub wycieńczeniem). W ramach tworzącej się Armii Polskiej na Wschodzie (APW) dowódca 7. Dywizji Piechoty otrzymał trzy zadania: zachować zdolność rozwinięcia jednostki w normalną dywizję piechoty; zbierać i szkolić uzupełnienia dla APW (nie tracono słabej nadziei na dalszy napływ Polaków z ZSRR i dlatego w skład 7. Dywizji Piechoty włączono pododdziały zapasowe z dawnych PSZ w ZSRR i z Palestyny oraz Centrum Wyszkolenia Broni i Służb przerzucone także z Palestyny); zapewnić centralne szkolenie oficerów, podoficerów i podchorążych dla APW.


Wiadomość z kwietnia 1943 r. o odkryciu przez Niemców w Katyniu pod Smoleńskiem masowego grobu kilku tysięcy polskich oficerów zamordowanych wiosną 1940 r. przez NKWD stała się dla Okulickiego wielkim wstrząsem, który decydująco zaważył na jego późniejszych postanowieniach i losach. Zgłosił się ochotniczo na lot do kraju w celu ponownego wzięcia udziału w walce podziemnej z pełną świadomością, że walkę tę zapewne przyjdzie kontynuować pod okupacją sowiecką. Decyzja o odwołaniu Okulickiego z dowództwa 7. Dywizji Piechoty zapadła ostatecznie w czasie inspekcji jednostek APW dokonanej przez gen. Sikorskiego w dniach 27 maja–17 czerwca 1943 r. Wizyta ta zakończyła się porozumieniem Sikorskiego i Andersa w sprawie nieustępliwego, niepodległościowego kursu politycznego wobec ZSRR, a symbolem tego pojednania przedstawicieli niechętnych sobie dotąd kierunków politycznych było m.in. odegranie w obecności Sikorskiego legionowej melodii „My Pierwsza Brygada” przez orkiestrę z 7. Dywizji Piechoty. Polecając wykonanie tej melodii, gen. Sikorski żartował, że orkiestra z dywizji Okulickiego musi bez wątpienia ją znać. Oficjalnie przeniesiono Okulickiego do dyspozycji Sztabu NW 26 czerwca 1943 r. Tym samym rezygnował on z kuszących perspektyw objęcia po gen. Stanisławie Kopańskim dowództwa doborowej 3. Dywizji Strzelców Karpackich.


W lipcu 1943 r. gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz, dowódca 6. Dywizji Piechoty, płk Leopold Okulicki, występujący jako dowódca 7. Dywizji Piechoty, oraz mjr Władysław Bobiński, dowódca 15. Pułku Ułanów Karpackich udali się z Bliskiego Wschodu do Londynu jako delegaci APW i wysłannicy gen. Władysława Andersa z zadaniem poparcia gen. Kazimierza Sosnkowskiego przeciw grupie Stanisława Kota i Stanisława Mikołajczyka w okresie przesilenia rządowego po tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Delegacja przybyła jednak do Londynu za późno (14 lipca, w dniu zaprzysiężenia rządu Mikołajczyka) i zdołała tylko poprzeć w imieniu wojska kandydaturę gen. Sosnkowskiego na naczelnego wodza i opowiedzieć się przeciwko ograniczeniu jego prerogatyw. Po pogrzebie Sikorskiego wysłannicy APW powrócili na Bliski Wschód.


Silna i porywcza osobowość Okulickiego nie pozwoliła mu biernie oczekiwać na przydział bojowy. Ostateczna decyzja o jego przerzuceniu do kraju zapadła podczas powtórnego pobytu pułkownika w Londynie we wrześniu 1943 r. Tym razem propozycja wyszła od naczelnego wodza gen. Sosnkowskiego, jak to później on sam stwierdził w niewysłanym piśmie z 15 marca 1944 r. do gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, które miał ze sobą zabrać do kraju Okulicki. W ostatnim okresie swego pobytu w 2. Korpusie Polskim, sformowanym z jednostek APW na Bliskim Wschodzie, Okulicki podjął działania mające na celu włączenie oddziałów podległych gen. Andersowi w pomoc krajowi. Zapoczątkował rekrutację ochotników na przerzucenie do kraju i zorganizował ich szkolenie. Od 1 do 28 października 1943 r. był dowódcą Ośrodka Wyszkolenia Specjalnego nr 10 na Środkowym Wschodzie. W końcu października, w związku ze swym zgłoszeniem na lot do Polski, został odwołany do Londynu, przydzielony do Oddziału VI (Łączności z Krajem) Sztabu NW oraz przeznaczony do przeszkolenia spadochroniarskiego i komandoskiego obowiązującego cichociemnych. Od początku listopada 1943 r. do stycznia 1944 r. z upoważnienia Oddziału VI organizował nową placówkę przygotowującą cichociemnych do lotów do Polski – tzw. Bazę nr 10 „Impudent” w Ostuni koło Brindisi we Włoszech (z Brindisi startowały samoloty z ekipami specjalnymi). W Bazie „Impudent”, będącej kontynuacją dawnego Ośrodka Wyszkolenia Specjalnego nr 10, szkolono ochotników zwerbowanych przez Okulickiego w APW na Bliskim Wschodzie. Treningi i praktyczne szkolenie w Ostuni prowadził mjr Kryzar. W styczniu 1944 r. Okulicki został odwołany z dowództwa Bazy nr 10 ponownie skierowany do Londynu na uzupełniające przeszkolenie spadochroniarskie. Zbliżał się moment przełomowy – przerzut do Polski.


Okulicki odgrywał kluczowe znaczenie w planach naczelnego wodza dotyczących zmodyfikowania struktur polskiej konspiracji w obliczu nieuchronnego przesunięcia się frontu i wkroczenia na ziemie polskie Armii Czerwonej. Konieczność zmiany modelu konspiracji stała się nagląca – ZSRR był dla Polski tylko „sojusznikiem naszych sojuszników”, nie istniały też praktyczne szanse na ponowne nawiązanie stosunków dyplomatycznych, gdyż byłoby to niezgodne ze strategią polityczną Stalina wobec Polski. A biorąc pod uwagę, że alianci zachodni zdecydowanie podporządkowali interesy Polski, a nawet częściowo swoje własne, idei nienagannych stosunków z ZSRR – należy uznać, że Okulickiego znów kierowano na stracony posterunek. Jako specjalny emisariusz naczelnego wodza miał on przekazać w Warszawie punkt widzenia gen. Sosnkowskiego na akcję „Burza” i dopilnować, by KG AK nie realizowała koncepcji powstańczych. Według planów gen. Sosnkowskiego miał też odegrać główną rolę na terenach przyszłej okupacji sowieckiej jako komendant konspiracji wojskowej i koordynator akcji podziemnej. Przeznaczano mu rolę gen. Stefana Roweckiego „Grota” i gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, lecz w jakże zmienionych warunkach międzynarodowych i wewnętrznych Polski.


Okulicki otrzymał przydział do Komendy Głównej AK (KG AK). W liście z datą 15 marca 1944 r., który miał zabrać ze sobą do kraju, naczelny wódz w następujący sposób rekomendował go komendantowi głównemu AK gen. Komorowskiemu „Borowi”: „Oddawca niniejszego [listu – J.P.] płk. Kobra jest starym żołnierzem Armii Krajowej. Za czasów Pańskiego poprzednika był on kolejno Komendantem Okręgu, Inspektorem, wreszcie Dowódcą Okupacji aż do początku 1941 r. Zaaresztowany i wywieziony do Rosji, siedział w więzieniu do sierpnia 1941, składając dowody mocnego charakteru i tężyzny duchowej. Nie jest on człowiekiem nowym dla AK. Wyznaczam go na jednego z zastępców Pana Generała o zakresie działania, który Pan Generał ustali wedle własnego uznania. Ob. Kobra jest pułkownikiem dyplomowanym. Miał on otrzymać dowództwo dywizji w APW, obecnie walczącej na froncie włoskim. Z przykładną i zasługującą na szacunek gotowością zrzekł się tej perspektywy, aby przyjąć moją propozycję udania się do Kraju, którą uczyniłem wiedząc, jak dalece Kraj odczuwa brak starszych wiekiem, doświadczonych i wykształconych oficerów”.
Przed opuszczeniem Londynu Okulicki spotkał się z naczelnym wodzem gen. Sosnkowskim, który przekazał mu ustne dyrektywy i informacje dla „Bora” oraz starał się go przekonać o niecelowości akcji „Burza” i związanej z nią groźbie dekonspiracji AK w obliczu niebezpieczeństwa sowieckiego. Sądzić należy, że naczelny wódz planował mianowac Okulickiego komendantem organizacji NIE (Niepodległość), którą przygotowywał w kraju na wypadek okupacji sowieckiej już od stycznia 1944 r. odkomenderowany z KG AK płk. August Emil Fieldorf „Nil”, były szef Kedywu KG AK. Ta nominacja (czy też zamiar) gen. Sosnkowskiego nie znalazła jednak odzwierciedlenia w oficjalnych depeszach z kilku raczej nie budzących wątpliwości powodów. Narzucała się oczywistość zachowania w tej sprawie szczególnie starannej konspiracji także przed rządem RP w Londynie. Już wówczas narastały rozdźwięki między naczelnym wodzem gen. Sosnkowskim i dowódcą 2. Korpusu gen. Andersem a premierem Mikołajczykiem, przeradzając się w nieufność czołowych czynników wojska do nieustępliwości Mikołajczyka wobec dyktatu Stalina. Dla gen. Sosnkowskiego ewentualna kapitulacja ówczesnego premiera wobec żądań sowieckich łączyła się automatycznie m.in. z dekonspiracją przygotowań związanych z zagrożeniem sowieckim. Z tego powodu poczta powierzona Okulickiemu z przeznaczeniem dla KG AK zawierała materiały nieuzgodnione z rządem, a dotyczące konspiracji antysowieckiej i organizacji NIE. Korespondencja ta do dzisiaj pozostaje nieujawniona (czy też raczej: zaginiona). Pułkownik zabierał do kraju, oprócz standardowego wyposażenia cichociemnego, także nowe szyfry do łączności między KG AK a naczelnym wodzem i dowódcą 2. Korpusu Polskiego gen. Andersem. Nowe szyfry miały, wedle zamiarów gen. Sosnkowskiego i gen. Andersa, ze względu na wspomniany wyżej konflikt z premierem Mikołajczykiem uniemożliwić czynnikom rządowym wgląd w korespondencję z KG AK.
25 lutego 1944 r. płk Okulicki przybył na stację wyczekiwania w Brindisi na lot do kraju. Tu otrzymał wspomnianą już wyżej depeszę z 15 marca 1944 r. gen. Sosnkowskiego do gen. Komorowskiego „Bora”, w której mianował Okulickiego jednym z dwóch zastępców komendanta głównego AK. W rzeczywistości było to jednak nieporozumienie zawinione przez „londyńskich” sztabowców, w strukturze AK bowiem takie stanowiska nie istniało. Na szczęście po konsultacji z Oddziałem VI Sztabu NW gen. Sosnkowski zdążył jeszcze przed odlotem Okulickiego unieważnić swoją nominację (depesza do Brindisi z 9 maja 1944 r.) i desygnować Okulickiego na stanowisko zastępcy szefa sztabu KG AK lub komendanta Okręgu. Okulicki lojalnie i cierpliwie ustosunkował się do tego zamieszania; pismo z 15 marca pozostawił na stacji w Brindisi i 16 maja oddepeszował do gen. Sosnkowskiego: „Jestem gotów do odlotu dla pracy, jaką w Kraju ustali dla mnie Dowódca Armii Krajowej. Mogę zapewnić Pana Generała, że żadnych trudności swą osobą nie sprawię”. To jeden z wielu dowodów na to, że pułkownik w stosunkach służbowych nigdy nie pozwalał sobie na nielojalność.
Płk. Okulicki („Kobra”, „Kobra 2”) został zrzucony do Polski w nocy z 21 na 22 maja 1944 r. na lądowisku „Kos” koło Wierzbna, 24 km od Krakowa (operacja „Weller 29”). Po skoku nabrała mocy obowiązującej nominacja Okulickiego do stopnia generała brygady (22 maja 1944 r.). Powrót do kraju traktował on jako ciąg dalszy lwowskiego rozdziału swej służby konspiracyjnej, o czym świadczą na przykład przybrane pseudonimy.

1944-1945. Na straconym posterunku

Po wylądowaniu Okulicki został przerzucony do Warszawy, gdzie zameldował się 3 czerwca 1944 r. Wkrótce potem komendant główny gen. Komorowski „Bór” mianował go pierwszym zastępcą szefa Sztabu KG AK gen. Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza” i szefem Operacji KG AK – depesza gen. Komorowskiego „Bora” do Londynu z 9 czerwca tr. Okulicki przybył na miejsce płk. Stanisława Tatara, dotychczasowego szefa Operacji, który został wysłany mostem powietrznym na Zachód w celu poczynienia zabiegów o pomoc aliantów dla AK i objęcia funkcji szefa Oddziału VI Sztabu NW. W rzeczywistości dowództwo AK pozbyło się w ten sposób z kraju oficera podejrzewanego o sympatie komunistyczne, który swoimi działaniami mógł wprowadzić dezorganizację w pracy KG AK w najbardziej decydującym okresie. W tej przymusowej, bo na rozkaz gen. Komorowskiego „Bora”, podróży na Zachód ambitnego oficera należy się doszukiwać źródeł późniejszej zajadłej nienawiści, jaką Tatar żywił do Okulickiego. Dodatkową jej przyczyną stało się też zapewne odrzucenie w toku wydarzeń planu akcji „Burza” w rejonie Warszawy, wyłączającego samo miasto, autorstwa pułkowników Tatara i Kirchmayera – do decyzji o zaniechaniu tego planu Okulicki przyczynił się bezpośrednio.


Okulicki przybył do Warszawy jako emisariusz i „człowiek” gen. Sosnkowskiego. Jednak obserwacja nastrojów społeczeństwa, zwłaszcza w Warszawie, i przeprowadzane zapewne nie raz analizy polityczne spowodowały, że zajął stanowisko inne, niż sugerowały przywiezione przezeń instrukcje dla gen. Komorowskiego „Bora”, a zbieżne z wnioskami grupy decyzyjnej z KG AK. Płk Adam Sanojca, szef Oddziału Organizacyjnego KG AK, już po wojnie tak wspominał decydującą rozmowę z Okulickim w połowie czerwca 1944 r.: „Rozmawialiśmy właściwie przez całą noc. Zaczął [Okulicki – J.P.] wykładać mi tezę gen. Sosnkowskiego. Wyjaśnił mi, że powinniśmy zaprzestać walki z Niemcami w celu zaoszczędzenia naszych sił do walki z Rosją. Rosjanie, według niego, przedstawiali znacznie większe niebezpieczeństwo niż Niemcy, którzy już byli pobici. W tym punkcie zwrotnym wojny – mówił przekazując mi instrukcję Sosnkowskiego – naszym jedynym obowiązkiem jest chronić masę biologiczną narodu polskiego.


Po długim lojalnym przedstawieniu tej tezy wyłożył mi swój punkt widzenia, który był diametralnie różny. Według niego powinniśmy się bić z Niemcami tak, by pozostać w walce aż do końca. Mówił, że będziemy może osamotnieni, że alianci zachodni może nam nie pomogą, podobnie jak i Rosjanie, lecz że nie jest to ważne. Już w 1939 r. biliśmy się sami, takie jest nasze przeznaczenie.
Następnie gwałtownie skrytykował dowództwo, używając bardzo ostrych słów: sklerotycy, tchórze itd. Wypominał im, że wyłączyli Warszawę ze strefy walk z powodu obecności ludności cywilnej. Właśnie dlatego – powiedział – ponieważ Warszawę zamieszkuje milion ludzi, którzy ani na chwilę nie zaprzestali walki, nie mamy prawa w ostatnim momencie kazać im złożyć broni. Warszawa – ciągnął – musi walczyć niezależnie od ceny. Czułem się trochę onieśmielony jego stanowiskiem, ponieważ jednak ja także chciałem się bić, powiedziałem, że się z nim zgadzam. Znałem go jeszcze sprzed wojny i miałem do niego duże zaufanie”.


W tym okresie polityczny punkt ciężkości przesunął się zdecydowanie z emigracji do kraju. Krajowe kręgi polityczne i wojskowe już od pewnego czasu inicjowały i realizowały zasadnicze decyzje polityczne, przedstawiając je rządowi do akceptacji i rozwinięcia starań o pomoc aliancką. W przyszłości ten trend miał ulec wzmocnieniu. Od czasu praktycznego uznania przez USA i Anglię na konferencji teherańskiej (1943 r.) Europy Wschodniej i środkowej za strefę wpływów ZSRR Polskę skazano na przegranie tej wojny. Co prawda, postanowienia te były wówczas tajne, ale ich konsekwencje w sposobie prowadzenia wojny przez aliantów nie mogły nie budzić poważnych obaw u tak doświadczonego sztabowca jak gen. Okulicki, który na dodatek stykał się w ostatnich latach z wielką polityką, zdecydowanie górując nad wszystkimi wyższymi oficerami KG AK obecnymi w stolicy. Mimo że dążył do dalszej walki z Niemcami, to jednak głównym wrogiem pozostawał dla niego ZSRR. Interpretował decyzje teherańskie – za gen. Sosnkowskim – jako zgodę Zachodu na przynależność Polski do strefy dominacji ZSRR. Zdawał sobie sprawę z tego, że Mikołajczyk nie informuje dostatecznie przywódców podziemia o niekorzystnej dla Polski ewolucji sytuacji międzynarodowej i nie ma jasnej koncepcji politycznej odpowiadającej grozie sytuacji. Uważał, że ustalenia mocarstw nie zwalniały polskich polityków i wojskowych od obowiązku podejmowania prób zakłócenia rozwijającej się tak harmonijnie kosztem Polski współpracy Zachodu z ZSRR. Liczył na to, że kwestia polska przyspieszy rozpad Wielkiej Koalicji, tym bardziej że polityka faktów dokonanych realizowana przez Stalina była sprzeczna z interesami Zachodu. I nie był pierwszym, którego zawiodła ta kalkulacja...
Na nowym stanowisku Okulicki stał się czołowym inspiratorem – obok gen. Pełczyńskiego oraz pułkowników Jana Rzepeckiego „Prezesa”, szefa BiP, i. Antoniego Sanojcy „Kortuma”, szefa Oddziału Organizacyjnego KG AK – decyzji o objęciu Warszawy planem „Burza” i opanowaniu miasta przez AK przed nadejściem Armii Czerwonej. Reprezentował pogląd, przyjęty przez wspomnianych wyżej oficerów, że tylko w Warszawie możliwa jest akcja, która poprzez fakty dokonane, albo zmusi Rosjan do partnerskiego potraktowania przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego, albo też, w przypadku represji sowieckich, uniemożliwi Stalinowi zatuszowanie aresztowań i zmusi Zachód do ustosunkowania się do nich. Miał to być test dla rzeczywistej polityki Stalina wobec Polski. Argument gen. Sosnkowskiego o niebezpieczeństwie dekonspiracji AK nie mógł w kraju być traktowany poważnie, AK bowiem jako siła antyniemiecka i masowa od dawna była penetrowana przez czynniki sowieckie i prosowieckie, a w KG AK wiedziano dobrze, że ewentualną konspirację przeciwko ZSRR należy oprzeć na nowych strukturach. Ważnym argumentem Okulickiego były koleje walk o Wilno, zaatakowane od zewnątrz przez oddziały AK i siły sowieckie, co przemawiało przeciwko realizowaniu w rejonie Warszawy planów powstańczych opracowanych swego czasu przez Tatara, oraz tragiczne losy sił AK w rejonie Wilna i 27. Wołyńskiej Dywizji AK, otoczonej i rozbitej aresztowaniami przez Rosjan 17 lipca 1944 r. Pod wpływem argumentacji Okulickiego konieczność podjęcia walki w Warszawie zaczęło dostrzegać dowództwo AK, jednak decyzja o powstaniu była trudna do realizacji ze względu na szczupłe zapasy broni: „Naszym błędem było, że sami nie zrozumieliśmy tego [tj. konieczności powstania w Warszawie – J.P.] wcześniej, na długo przed 20 lipca 1944 r. Wtedy było już za późno. Z chwilą gdy w marcu [1944 r. – J.P.] zapadła decyzja, że w Warszawie nie będzie miała miejsca żadna walka, najlepszych oficerów zrzuconych z Anglii wraz z większą częścią broni, którą otrzymaliśmy, wysłano na tereny wschodnie, gdzie mieli służyć jako dowód naszej tam obecności. Na początku czerwca, dwa lub trzy dni przed przybyciem Okulickiego, wysłaliśmy jeszcze wielki transport broni w okolice Białegostoku. Całkowicie pochłonięci operacją »Burza«, która miała znaczenie drugorzędne, zapomnieliśmy o Warszawie, o duszy kraju” (stanowisko płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego, szefa Oddziału II KG AK, ostrożnego zwolennika powstania w stolicy, popierającego „Kobrę”, jednak nie bezkrytycznie).
Rolę Okulickiego w przeforsowaniu decyzji o objęciu Warszawy planem „Burza” podkreślał też płk Janusz Bokszczanin, obok płk. Kazimierza Pluty-Czachowskiego najbardziej znaczący przeciwnik koncepcji Okulickiego w KG AK: „Człowiekiem, który wszystko zorganizował, który przekonał wszystkich prócz mnie i kilku innych, był Okulicki. On miał wpływ na gen. Komorowskiego, który w przeciwieństwie do gen. Roweckiego nie był silną indywidualnością, niepodatną na wpływy. Był człowiekiem chwiejnym, delikatnym, nie chcącym nikogo urazić, o dużych zdolnościach dyplomatycznych”.
Plan Okulickiego opanowania Warszawy „w chwili opuszczenia stolicy przez wojska niemieckie, a przed przybyciem Armii Czerwonej” miał podtekst czysto polityczny. Bogatszy o gorzkie doświadczenia AK w rejonie Wilna, „Kobra” zdecydowanie twierdził, że „z politycznego punktu widzenia Warszawa musi być oswobodzona przez Polaków i tylko przez Polaków”. Przewidywał, że walka w stolicy potrwa od trzech do siedmiu dni, a jej celem będzie likwidacja przez zaskoczenie sił niemieckich, opanowanie miasta i najważniejszych strategicznie punktów w okolicy. Zapewnił sobie poparcie szefa sztabu KG AK gen. Pełczyńskiego. Punkt widzenia Okulickiego został przyjęty na naradzie w dniu 21 lipca 1944 r. z udziałem generałów Komorowskiego „Bora” i Pełczyńskiego „Grzegorza” oraz na odbytej tego samego dnia odprawie w KG AK. Decyzja objęcia Warszawy akcją „Burza” miała być następnie przedyskutowana przez gen. Komorowskiego „Bora” z politykami cywilnymi. Okulicki podporządkowywał wówczas wszystko swym planom, zbagatelizował nawet informacje wywiadu przekazane podczas tej odprawy przez płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego o koncentracji niemieckich sił pancernych koło Jabłonny. Konsekwencją postanowień narady z 21 lipca 1944 r. było wyłączenie komendanta Warszawskiego Okręgu AK płk. Antoniego Chruściela. „Montera” spod zwierzchnictwa dowódcy Obszaru Warszawskiego gen. Albina Skroczyńskiego „Łaszcza”, uważającego, że powstanie ze względu na słabe uzbrojenie i obecność ludności cywilnej będzie narodowym samobójstwem.
Uznanie przez ZSRR marionetkowego PKWN jako legalnego rządu polskiego w dniu 27 lipca 1944 r. zdawało się potwierdzać argumentację Okulickiego o sowieckim niebezpieczeństwie. Podobnie mogła oddziaływać odprawa 29 lipca 1944 r. z przybyłym z Londynu emisariuszem Janem Nowakiem (Zdzisław Antoni Jeziorański), który twierdził, że powstanie nie wpłynie w żaden sposób na decyzje aliantów, może jednak wzmocnić pozycję premiera Mikołajczyka podczas rozpoczynających się właśnie w Moskwie pertraktacji ze Stalinem. Niemal identycznymi argumentami posługiwał się wówczas Okulicki i najgoręcej go wspomagający płk Rzepecki. Podczas wspomnianej odprawy 29 lipca 1944 r. doszło do kolejnej kontrowersji Okulickiego z konsekwentnie krytycznym płk. Bokszczaninem – tym razem co do konkretnego terminu wybuchu walk. Płk Bokszczanin podkreślał, że nie można rozpoczynać walki, dopóki Rosjanie nie przystąpią do przygotowania artyleryjskiego na lewym brzegu Wisły. Nerwową atmosferę potęgowały obawy dowództwa AK przed komunistyczną prowokacją lub przechwyceniem inicjatywy powstańczej przez komunistów. Obawy te nie były bezpodstawne.
Naukowe i polityczne spory wokół sensu i trafności wyboru momentu rozpoczęcia przez AK walk w Warszawie trwać będą jeszcze długo. Nie tu miejsce na ich prezentację. Zauważyć jednak należy, że jeżeli „Burza” miała być z założenia akcją niepodległościową, czyli militarnie antyniemiecką, a politycznie antysowiecką, to opanowanie stolicy musiało być jej logicznym zwieńczeniem – jeśli pięcioletni dorobek AK nie miał pójść na marne. Wywołanie powstania przez AK nastąpiło w warunkach prób realizacji analogicznych planów przez ZSRR i komunistów, które dają się nawet dość dobrze zrekonstruować.


Sowieckie plany szybkiego zajęcia Warszawy w lipcu 1944 r. nie były ukrywane przed aliantami zachodnimi i rozpatrywano je konkretnie 8 lipca w sowieckiej Głównej Kwaterze z udziałem Stalina. Zadanie zajęcia miasta i wkroczenia do stolicy miało przypaść polskiej I Armii LWP. Dowództwo komunistycznej AL, utrzymujące łączność ze Wschodem, wydało w końcu lipca podległym oddziałom rozkazy zmierzające do przejęcia władzy podczas zajmowania Warszawy przez Armię Czerwoną. Z decyzjami politycznymi i militarnymi połączona była kampania propagandowa Radia Moskwa wzywająca Warszawę do walki. Rozpoczęła się ona już w maju, a od połowy lipca uległa znacznemu nasileniu, Warszawa miała być zdobyta w wyniku operacji lewego skrzydła I Frontu Białoruskiego marszałka Konstantego Rokossowskiego (około 800 tys. ludzi w ośmiu armiach i trzech samodzielnych korpusach). Wojska te od czerwca toczyły tylko walki obronne, zbierając siły do operacji w środkowej Polsce. Stalin dążył do tego, by ogłoszenie o rozpoczęciu działalności utworzonego z inspiracji sowieckiej PKWN współgrało w czasie ze zdobyciem Warszawy i przekazaniem jej pod administrację jego podopiecznym. 21 lipca 1944 r. Rokossowski otrzymał rozkaz przyspieszenia operacji ofensywnych. Datę 26 lipca 1944 r. nosi dyrektywa Stalina nr 220162 nakazująca Armii Czerwonej forsowanie Wisły i Narwi, co miało być wstępnym posunięciem zmierzającym do zajęcia Warszawy. W efekcie tych postanowień 2. Armia Pancerna rozpoczęła z przyczółka warecko-magnuszewskiego natarcie oskrzydlające na Warszawę. Działania te trwały do 2 sierpnia 1944 r., kiedy to na rozkaz Stalina zostały wstrzymane.


27 lipca 1944 r. (według innych relacji dzień później) komunistyczna AL została postawiona w stan pogotowia; do KG AK dotarły wieści o planach AL, zatwierdzonych 29 lipca, zabarykadowania się w siedzibie władz miejskich w oczekiwaniu na Armię Czerwoną. Ten projekt komunistów miał szansę powodzenia. Szczupłe w Warszawie siły AL (około 500 ludzi) były jednak wystarczające do utrzymania kilku szczególnie ważnych budynków przez kilkanaście godzin czy kilka dni i przywitania Rosjan w roli gospodarza stolicy. 29 lipca 1944 r. sowiecka szpica pancerna dotarła na Targówek, leżący już w obrębie dzielnicy Praga na wschodnim brzegu Wisły. Tego dnia rozpoczęła się sowiecka akcja ulotkowa w stolicy wzywająca Polaków do walki, a poczynając od 20.15 Radio Moskwa w polskojęzycznej audycji firmowanej przez Związek Patriotów Polskich rozpoczęło agitację za jak najszybszym rozpoczęciem powstania. Do próby sowieckiej prowokacji doszło zapewne rzeczywiście 29 lipca 1944 r., kiedy to dowódca kryptokomunistycznej Polskiej Armii Ludowej (PAL) płk Julian Skokowski (nadając sobie stopień generała dywizji) polecił po południu ogłosić w piśmie „Kurier” i rozplakatować odezwę z wieścią, że dowódca AK uciekł z miasta wraz ze sztabem, on zaś obejmuje komendę nad wszystkimi oddziałami w stolicy i nakazuje mobilizację do walki z Niemcami. Nieuzgodniona z AL próba płk. Skokowskiego wywołała w niej rozdrażnienie. Jednak gdyby się powiodła, komuniści musieliby się przyłączyć. Może więc to nie oni kontrolowali całokształt inicjatyw proradzieckich w stolicy? Warto zaryzykować hipotezę wykraczającą poza tłumaczenie kroku dowódcy PAL jako nieodpowiedzialnego wyczynu prymitywnego fanfarona: czy nie był to dowód zaangażowania sowieckiego wywiadu – NKGB? Faktem jest, że podczas powstania, we wrześniu, komuniści podporządkowali płk. Skokowskiemu swoją AL. PAL była niewątpliwie głęboko infiltrowana przez wywiad NKGB, jeśli nie wręcz kierowana – znamienne, że właśnie struktury PAL zostały przez Rosjan wykorzystane do zwabienia w pułapkę Okulickiego i piętnastu innych przywódców polskiego podziemia w marcu 1945 r. Wiadomo, że NKGB m.in. przejął i kierował prawicową grupą „Miecz i Pług” za pośrednictwem swego agenta Bogusława Hrynkiewicza, głęboko infiltrował KG AK i Delegaturę Rządu RP na Kraj, dzięki m.in. Włodzimierzowi Lechowiczowi, szefowi Wydziału Propagandy BiP KG AK i jednocześnie szefowi kontrwywiadu Delegatury w stolicy. Dlaczego więc miano by pozostawić w spokoju stronnictwa lewicowe, dla których planowano wiodącą rolę w nowej władzy? Ciekawe też, że dwaj uczestnicy ustalonej na 30 lipca w podwarszawskim Świdrze narady Sekretariatu KC PPR, Władysław Gomułka i szef sztabu AL Fanciszek Jóźwiak „Witold”, wyruszyli ze stolicy 29 lipca, a trzeci, Bolesław Bierut, dopiero 30 lipca 1944 r. W centralnej „trójce” KC PPR człowiekiem zaufania Moskwy był właśnie Bierut, dawniej funkcjonariusz NKWD na Bałkanach i we Lwowie, wreszcie wtyczka sowieckiego wywiadu w mianowanym przez Niemców zarządzie miejskim Mińska na Białorusi. Jeśli założyć, że Rosjanie pośrednio spróbowali przejąć kierownictwo nad oczekującymi zemsty na Niemcach żołnierzami AK – a należy pamiętać, że AK była armią podziemną i „obywatelską”, w której nie dawało się utrzymywać dyscypliny sposobami z wojska regularnego – to trzeba zauważyć, że posłużyli się stosowaną wówczas taktyką wysuwania do przodu ludzi oficjalnie niezwiązanych z niepopularną AL i PPR. Skokowski ujawnił swoje oblicze polityczne we wrześniu 1944 r., kiedy został dowódcą walczących w powstaniu połączonych sił PAL, KB i komunistycznej AL oraz podporządkował się dowództwu „ludowego” Wojska Polskiego. W KG AK akcję Skokowskiego z 29 lipca 1944 r. odebrano jako komunistyczną prowokację. Na drugi dzień po tej prowokacji Warszawę opuścił przewodniczący komunistycznej Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut, udając się przez front do Świdra, a stamtąd do Lublina, płk Skokowski zaś usiłował nadaremnie porozumieć się z KG AK za pośrednictwem swego podkomendnego z PAL „generała” „Skały” (mjr. Stanisława Pieńkosia). Wieści o niepowodzeniu akcji nie od razu dotarły do właściwych inspiratorów – jeszcze 30 lipca radiostacja „Świt” z Lublina i radio „Kościuszko” wielokrotnie nadawały audycje z wezwaniami do walki, m.in. „Ludu Warszawy do broni”. Być może ostatnim śladem tych zamysłów w propagandzie, już na początku powstania, była audycja radiostacji „Kościuszko”, kierowanej przez Zofię Dzierżyńską, z 3 sierpnia: informowano wówczas, że w Warszawie wybuchło powstanie AL, do którego przyłączyły się grupy żołnierzy AK; rzekome sukcesy AL przedstawiono jako stworzenie na niemieckich tyłach drugiego frontu i wstęp do wyzwolenia miasta przez Armię Czerwoną. Może więc taki właśnie miał być scenariusz. Warto tu zauważyć, pamiętając o prowokacji Skokowskiego, że jedna z rozpatrywanych wersji planu „Burza” rzeczywiście przewidywała opuszczenie stolicy przez AK i walki z Niemcami wokół miasta. Jej autorem i po 1945 r. szczególnie gorącym obrońcą był płk w KG AK Jerzy Kirchmayer, który już we wrześniu 1944 r., a więc jeszcze w czasie trwania powstania, wstąpił do „ludowego” Wojska Polskiego. Należałoby też przypomnieć wypowiedź Stalina z 23 września 1944 r. do ambasadora USA w Moskwie Averella Harrimana, jakoby dowódca AK uciekł ze stolicy i utrzymywał z walczącymi powstańcami kontakt wyłącznie radiowy. Uwaga ta, rozwinięta później ad absurdum przez sowiecką propagandę, miała być może swoje źródło jeszcze w nieudanym zamyśle z końca lipca 1944 r. Tragiczną perspektywę polityczną w przypadku przechwycenia inicjatywy powstańczej przez komunistów dobrze oddaje depesza Stalina do Churchilla z 23 lipca 1944 r. stwierdzająca, że w Polsce nie ma żadnych sił, które byłyby w stanie ustanowić polską administrację. Tegoż 23 lipca 1944 r. Radio Moskwa ogłosiło fikcyjny „dekret” Krajowej Rady Narodowej o utworzeniu PKWN oraz „Manifest” PKWN, datując oba dokumenty: 21 lipca w Warszawie. W rzeczywistości „Manifest” PKWN datowany na 22 lipca w Chełmie Lubelskim powstał w Moskwie, a 23 lipca członkowie PKWN dopiero wybierali się w drogę do Lublina. Czy nie było to propagandowe przygotowanie komunistycznej akcji w Warszawie? Gdyby zakończyła się ona sukcesem, to obóz niepodległościowy zostałby z pewnością zdyskredytowany w opinii narodu. Trudno wątpić w to, że Stalin rzuciłby wszystkie siły na pomoc komunistycznemu powstaniu w Warszawie. Jeszcze 8 sierpnia marszałkowie Gieorgij Żukow i Konstanty Rokossowski przedstawiali zmodyfikowany plan zaczepnej operacji warszawskiej w dniach 10–20 sierpnia, jednak 13 sierpnia zapadła polityczna decyzja potępienia powstania, ogłoszona następnie w komunikacie TASS. Być może z tego punktu widzenia należałoby rozpatrzyć niedokładną w szczegółach relację Leona Bukojemskiego o tym, że wybuch Powstania Warszawskiego spowodował zarzucenie przez Stalina koncepcji Polski jako siedemnastej republiki sowieckiej. Zwolennicy włączenia Polski do ZSRR działali jeszcze w lipcu 1944 r. w Lublinie (Zygmunt Berling, Wanda Wasilewska, Julia Brystygierowa), a nawet w 1945 r. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że powstanie wybuchnąć musiało choćby ze względu na nastroje społeczeństwa i AK, gra szła natomiast o to, czy uda się uprzedzić Rosjan, a później postawić Stalina przed koniecznością kontynuowania ofensywy i udzielenia pomocy, która była z całą pewnością możliwa w drugiej połowie sierpnia lub na początku września 1944 r.


Wydaje się więc, że Okulicki, choć nie dysponował kompletnymi informacjami, to jednak trafnie odgadywał intencje polityki sowieckiej. Na decydujących o terminie rozpoczęcia powstania dramatycznych odprawach 3l lipca 1944 r. Okulicki, zapewne przy silnym poparciu płk. Chruściela, przeforsował decyzję o wyznaczeniu dziennej daty wystąpienia zbrojnego na 1 sierpnia 1944 r. Gen. Komorowski „Bór” podjął tę decyzję na dodatkowej popołudniowej naradzie trzech generałów: „Grzegorza”, „Kobry” i jego. Na naradzie przedpołudniowej, na której ponownie odłożono decyzję o terminie rozpoczęcia powstania, Okulicki zdenerwowany niezdecydowaniem Komorowskiego „Bora” i ciągłym odwlekaniem przezeń wydania rozkazu do walki wystąpił (według płk. Bokszczanina) bardzo ostro, strasząc Komorowskiego widmem Skrzyneckiego. Prący do walki oficerowie, zwłaszcza Okulicki i Rzepecki, podjęli też próby wywierania nacisków na uczestników odprawy, bezskutecznie usiłując zapewnić sobie poparcie jeszcze przed posiedzeniem – na przykład bezkrytycznego poparcia odmówił im szef Oddziału II (wywiad) KG AK płk Iranek-Osmecki, ostrożny zwolennik wybuchu powstania. Ciśnienie ogromnej odpowiedzialności i szybko po sobie następujących wydarzeń spowodowało wyczerpanie nerwowe dowódców AK pracujących przecież w podziemiu. (O ogromnej uldze po podjęciu decyzji o terminie wybuchu wspomina płk Iranek-Osmecki, mimo że był przeciwny rozpoczęciu walk 1 sierpnia 1944 r.). Wielki stres tak zapewne podziałał na zawsze energiczną naturę Okulickiego, że stał się on w tych dniach bardziej brutalny niż powinien; zapewne uznał, że niezwykła sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków perswazji – był nieodrodnym żołnierzem Komendanta.
Trudno rozstrzygnąć, czy rację miał nakłaniający do szybkiego rozpoczęcia walk Okulicki który, używając argumentów o niebezpieczeństwie sowieckiej prowokacji lub realnej groźbie podjęcia przez Niemców ostrych środków bezpieczeństwa eliminujących moment zaskoczenia, czy też odwlekający decyzję Komorowski (gdyby ogromne ryzyko zlekceważenia powyższych niebezpieczeństw okazało się opłacalne, to powstanie mogłoby się rozpocząć nawet po przezwyciężeniu przez Rosjan kryzysu w bitwie pancernej na wschód od Warszawy w pierwszej połowie sierpnia). Problem decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego do dziś jest jednym z podstawowych problemów w polskiej historii najnowszej. Należy go jednak rozpatrywać z punktu widzenia polskiej, a nie sowieckiej racji stanu i nie tylko w wąskiej perspektywie lat 1944–1945, ale uwzględniając wpływ tej decyzji na czterdziestoletnia historię PRL a także na kondycję psychiczną narodu w tym okresie. Na pewno była to decyzja przede wszystkim polityczna, a dopiero potem militarna.


27 lipca, bezpośrednio przed wybuchem Powstania Warszawskiego, Okulicki pod nowym pseudonimem „Niedźwiadek” został wyznaczony na stanowisko dowódcy II rzutu KG AK na wypadek aresztowania „Bora” przez NKWD po przewidywanym spotkaniu z wojskami sowieckimi w wyzwolonej przez AK Warszawie. Tę nominację należy najpewniej traktować jako automatyczne desygnowanie go na komendanta głównego organizacji NIE pod okupacją sowiecką (w tym czasie gen. „Bór” utracił łączność z płk. „Nilem”). W przypadku wrogiej postawy ZSRR plan „Bora” zakładał normalne rozwiązanie AK i zabezpieczenie pozostawionego szkieletu organizacyjnego dla potrzeb NIE. Jako desygnowany na komendanta głównego AK i NIE Okulicki w czasie powstania był zakonspirowany. Zatrzymanie przez Stalina ofensywy sowieckiej postawiło przed „Borem” problem istnienia AK po kapitulacji Korpusu Warszawskiego przed Niemcami. Nowa sytuacja wpłynęła na zmianę statusu Okulickiego i włączenie go na powrót do prac w KG AK. Po ciężkim zranieniu „Grzegorza” od 6 września 1944 r. właśnie Okulicki był p.o. szefem Sztabu KG AK. 28 września uczestniczył w naradzie siedmiu najwyższych oficerów AK z delegatem rządu Janem Stanisławem Jankowskim, na której postanowiono podjąć rozmowy kapitulacyjne z Niemcami. Gdy zapadła decyzja poddania Warszawy, „Bór” 1 października 1944 r. mianował Okulickiego swym następcą na stanowisku komendanta głównego AK. Cierniowa to była sukcesja. Nominacja ta miała charakter nieformalny – „Bór”, co prawda, był wówczas świeżo mianowany naczelnym wodzem, ale miał uzyskać swe uprawnienia dopiero po przybyciu do Londynu. Decyzja ta została podjęta bez wiedzy prezydenta RP Władysława Raczkiewicza, co osłabiło w następnych miesiącach pozycję polityczną Okulickiego.


2 października „Niedźwiadek” opuścił Warszawę z ludnością cywilną, wymknął się z obozu w Pruszkowie, kierując się na teren Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK i w rejonie Częstochowy, jako „Termit”, „Niedźwiadek”, rozpoczął prace nad rekonstrukcją KG AK. „Bór” przed pójściem do niewoli poinformował 4 października 1944 r. drogą radiową Okręgi AK o mianowaniu Okulickiego swym następcą.
Na nowym stanowisku Okulicki znalazł się w nader trudnej sytuacji. Nie miał oparcia w naczelnym wodzu – gen. Sosnkowski po rezygnacji z tego stanowiska utracił wpływy w Londynie, a aktualny naczelny wódz, gen. Komorowski, przebywał w niewoli. W AK, oprócz skutków klęski powstania, odczuwano kryzys organizacyjny, spowodowany m.in. nieprzemyślanymi koncepcjami kierowania z Londynu konspiracją wojskową w kraju. Pierwsza depesza „Niedźwiadka” do Londynu z 6 października z wiadomością o objęciu funkcji po „Borze” skrzyżowała się z radiogramem szefa sztabu NW gen. Kopańskiego do Okręgów AK informującym, że dowodzenie AK pod obiema okupacjami przejmuje z Londynu zastępca szefa sztabu ds. kraju gen. Stanisław Tatar („Sokora”, „Tabor”). Ocena osoby Tatara nie jest prosta. Był jednym z autorów planu „Burza” (ale zwolennikiem nieskładania przez ujawniające się oddziały AK deklaracji o wierności prawowitemu rządowi w Londynie), pozostawał w bliskich stosunkach z premierem Mikołajczykiem, którego plany uznania dyktatu Stalina i wejścia do kontrolowanego przez komunistów rządu w Warszawie czyniły konspiracyjną AK niewygodną politycznie. Dlatego Okulicki był dla ówczesnego premiera nie do przyjęcia jako komendant główny AK z racji swej bezkompromisowo niepodległościowej postawy – uważał członków PKWN za zdrajców, a nie za partnerów gry politycznej – identycznej wówczas ze stanowiskiem konspiracyjnej Rady Jedności Narodowej (RJN), Krajowej Rady Ministrów (KRM) oraz delegata rządu na kraj i wicepremiera Jankowskiego. Okulicki był też kłopotliwy dla Mikołajczyka z racji swej „kompromitującej” działalności we Lwowie w latach 1940–1941 i funkcji w PSZ w ZSRR (Stalin, gdy nie udało mu się ukształtować PSZ po swej myśli, odnosił się do tych jednostek i ich dowódców niezwykle wrogo, a propaganda sowiecka nazywała gen. Andersa faszystą). Na kontrowersję polityczną nałożyła się osobista wrogość Tatara do Okulickiego, motywowana zazdrością i urażoną ambicją. Dopiero depeszą z 8 listopada 1944 r. gen. Kopański mianował Okulickiego p.o. komendantem głównym AK z kompetencjami ograniczonymi do minimum, i to tylko na terenie okupacji niemieckiej. Kopański jako szef sztabu NW pod nieobecność naczelnego wodza podlegał bezpośrednio dyrektywom premiera. Nie wszystkie Okręgi AK wykazywały chęć podporządkowania się Okulickiemu. Te tendencje odśrodkowe, potęgowane depeszami Tatara, który usiłował wchodzić nawet w okrojone kompetencje „Niedźwiadka” – na przykład próbował zastrzegać sobie dysponowanie z Londynu zrzutowymi funduszami dla KG AK –znalazły wyraz w nieudanych próbach frondy podjętych przeciwko Okulickiemu przez p.o. komendanta Obszaru Warszawskiego płk. Zygmunta Marszewskiego „Kazimierza” i przez płk. Jana Skorobohatego-Jakubowskiego „Vogla”, wspieranego zapewne przez płk. Janusza Bokszczanina „Sęka”. W depeszach do Londynu dezawuowali oni Okulickiego, a każdy z nich widział siebie na stanowisku komendanta głównego. „Vogel” w swojej depeszy posunął się nawet do bezpośredniego zaproponowania siebie na to stanowisko. Oczywiście wystąpienia te były ostrym naruszeniem dyscypliny wojskowej, ułatwionym w okresie utrzymywania się „nastrojów poklęskowych” po przegranym Powstaniu Warszawskim i sprzecznych rozkazów z KG AK i Londynu. Intryganci, oprócz odmowy podporządkowania się „sprawcom nowej klęski”, nie mieli przy tym żadnego planu politycznego, którym można było zastąpić koncepcję realizowaną przez Okulickiego w ścisłym porozumieniu z Delegaturą Rządu. Najwybitniejszym oficerem w gronie dysydentów był płk Bokszczanin, jedyny właściwie kompetentny przeciwnik rozpoczynania zrywu powstańczego (do lipca 1944 r. szef Wydziału Broni Szybkich w Oddziale III KG AK), motywujący wówczas swoje stanowisko względami wyłącznie wojskowymi. W pierwszej połowie 1944 r., po odlocie do Londynu gen. Tatara, a przed przybyciem Okulickiego, był przejściowo szefem operacji w KG AK, po czym musiał ustąpić z tego stanowiska Okulickiemu. Nie brał udziału w powstaniu z powodu odniesionych ran podczas próby przedostania się z Boernerowa do stolicy, wywieziony następnie na roboty do Niemiec, skąd zbiegł we wrześniu. Jesienią 1944 r. Okulicki włączył go do prac nad odtworzeniem KG AK i praktycznie koordynował prace jego sztabu. Był zwolennikiem działalności wyłącznie wojskowej AK, jakby nie rozumiejąc, że funkcja komendanta głównego miała kluczowe znaczenie polityczne, na co zresztą uskarżał się zarówno Okulicki, jak i jego poprzednicy. W wywiadzie udzielonym już po wojnie Bokszczanin czyni nawet Okulickiemu zarzut, że w Częstochowie zajmował się głównie polityką, nie zdając sobie jakby sprawy z tego, że pozycja komendanta głównego była wówczas niezwykle słaba, więc musiał on szukać poparcia w stronnictwach krajowych i Delegaturze, by zapewnić sobie oparcie w rozgrywce z Londynem. Okulicki musiał walczyć, żeby wykonywać normalnie swoje obowiązki dowódcy AK. Generałowie Kopański i Tatar usiłowali też dyktować Okulickiemu, kogo powinien zatrudniać do prac w KG AK (na przykład Bokszczanina i płk. Jana Szczurka-Cergowskiego „Sławbora”, obu podległych swego czasu Tatarowi w KG AK). Efektem decyzji i nacisków londyńskich była pełna dezorganizacja dowodzenia na skutek powstania dwóch ośrodków rozkazodawczych. W celu zbadania rzeczywistej sytuacji w kraju z Londynu został wysłany z misją specjalną płk. Roman Rudkowski „Budy” (skok 16 października), który w depeszy z 29 października 1944 r. zdecydowanie poparł żądania Okulickiego i opisał przygnębiającą sytuację w okręgach AK: „W okręgach potworny chaos i samowola […]. Poldek jest w takiej sytuacji jedyny […]. Jestem pewien, że potrafi on ukrócić anarchię tutejszą, jeśli pozostawicie mu kompetencje »Bora«, i powiadomicie o tym okręgi […]. Żelazna ręka jest tu konieczna przy najbezwzględniejszej egzekutywie”.


Okulicki w walce z intrygami wewnątrz AK i próbami ograniczenia jego kompetencji przez Tatara miał zdecydowanych sojuszników w osobach delegata rządu Jankowskiego „Sobola”, przewodniczącego RJN Kazimierza Pużaka „Bazylego” i szefa Kierownictwa Walki Cywilnej Stefana Korbońskiego „Zielińskiego”. Niewiele to pomagało, mimo że Jankowski już w depeszy z 14 listopada 1944 r. zdezawuował jako ambitnych intrygantów „Vogla” i „Kazimierza”, dając wyraz bliskiej współpracy z Okulickim, gen. Kopański jeszcze w grudniu 1944 r. czynił Okulickiemu zarzuty, że nie może się on porozumieć z delegatem. Zapewne swój udział w dezinformowaniu szefa Sztabu NW miało otoczenie premiera Mikołajczyka, który utrzymywał monopol na kontakty z Delegaturą Rządu na Kraj. W pierwszej połowie listopada 1944 r. Okulicki wobec niemożliwości wykonywania swej funkcji dwukrotnie składał dymisję na ręce Jankowskiego, ale obie nie zostały przyjęte. W depeszach do Londynu stale podkreślał bezsens dowodzenia AK spoza Polski, zgłaszał możliwość rezygnacji, jeśli to jego osoba jest przyczyną szkodliwego ograniczenia kompetencji komendanta głównego AK, i domagał się prerogatyw „Bora” dla siebie lub dla swego następcy. Zwracał uwagę, że nie kieruje się interesem osobistym, lecz walczy o możliwość skutecznego działania AK. Pozycja Okulickiego ustaliła się ostatecznie dopiero po przesileniu rządowym w Londynie i ustąpieniu Mikołajczyka z funkcji premiera, który złożył dymisję po odrzuceniu przez rząd jego propozycji ustąpienia pod naciskiem Churchilla i przyjęcia dyktatu Stalina. Depeszą z 3 grudnia 1944 r. Jankowski zawiadomił Londyn o zdecydowanym poparciu Okulickiego przez KRM i RJN, 5 grudnia Okulicki zażądał od Londynu ostatecznego rozwiązania problemu dowodzenia i albo odwołania go ze stanowiska, albo przyznania pełnych kompetencji, a 21 grudnia prezydent Władysław Raczkiewicz na wniosek nowego premiera Tomasza Arciszewskiego mianował Okulickiego komendantem głównym AK na obie okupacje.


Dzień później, 22 grudnia 1944 r., Okulickiemu doręczono depeszę z Londynu z wieścią o śmierci jego jedynego syna, Zbigniewa, żołnierza 2. Korpusu, w walce pod Osino k. Ankony. Na skutek tej strasznej wiadomości generałowi odnowiła się zaniedbana choroba serca.


W drugiej połowie 1944 r. Okulicki uznał prymat Delegatury Rządu nad AK w sprawach politycznych. Wyraził zgodę na utworzenie Departamentu Obrony Narodowej przy Delegaturze i na przekazanie konspiracji cywilnej części agend Biura Informacji i Propagandy (BiP) KG AK. Była to cena poparcia Delegatury w rozgrywce z Londynem. To ustępstwo, którego odmawiali poprzednicy „Niedźwiadka”, było zapewne jedną z przyczyn krytycznego stanowiska płk. Bokszczanina, organizującego wówczas sztab komendanta głównego. Skala problemów, które musiał rozwiązać po 4 października 1944 r., była ogromna. Zmagając się z nimi, ciągle składał dowody olbrzymiej energii i umiejętności organizatorsko-dowódczych. Musiał na nowo zorganizować KG AK i pokonać trudności w nawiązaniu łączności z Londynem. Praktycznie nie miał łączności z okręgami wschodnimi odciętymi linią frontu. Udało mu się ograniczyć nastroje klęski i zwątpienia szerzące się po Powstaniu Warszawskim. Za pośrednictwem PCK i RGO, zasilając te organizacje w ludzi i w znaczne sumy pieniężne, rozwinął na bardzo szeroką skalę akcję zabezpieczania rodzin żołnierzy poległych i wziętych do niewoli lub uwięzionych oraz ludności wysiedlonej z Warszawy. Zabiegał o wypłacenie odpraw żołnierzom demobilizowanym na zimę z ugrupowań AK i o zapewnienie im bezpiecznej „legalizacji” na terenach okupowanych przez Niemców. Dużą wagę przykładał do kształtowania postaw społeczeństwa, zachwianych klęską powstania. W wytycznych do pracy propagandowej (październik 1944 r.) nakazywał podkreślanie, że AK kontynuuje walkę z Niemcami (w celu odparcia żerujących na wrogości do ZSRR prowokacji propagandy niemieckiej i prób werbunku ochotniczego polskiego rekruta do niemieckich formacji pomocniczych pod hasłami walki z bolszewizmem), zwracanie uwagi na wrogi stosunek ZSRR do niepodległości Polski czy demaskowanie pseudopatriotycznej frazeologii w wydaniu PPR i PKWN.
Komendę Główną AK odtwarzano w warunkach powszechnie odczuwanej tymczasowości, wędrówek setek tysięcy ludzi wysiedlonych z Warszawy i z obszarów w bezpośrednim zapleczu zastygłego frontu. Po lasach tułały się grupy bandyckie podszywające się pod szyld AK, rzeczywiste oddziały AK, które pozostawiono na zimę w lesie, bandy dezerterów z ROA i innych wschodnich formacji kolaboracyjnych, wreszcie pojawiły się silne grupy spadochroniarzy sowieckich i służące im za przewodników drobne grupki komunistycznej AL. Na przełomie lat 1944 i 1945 w społeczeństwie i w podziemiu panował chaos, brak nadziei, obawy przed nieuchronną perspektywą sowieckiej dominacji. W KG AK podejmowano gorączkowe próby opanowania kryzysu organizacyjnego, co się w dużej części udało, i szukania rozwiązań politycznych w nowej sytuacji. Również warunki pracy były nieporównywalnie gorsze niż kiedykolwiek przedtem. Brakowało nawet lokali, które mogłyby zapewnić dowództwu możliwie bezpieczne funkcjonowanie. Jan Nowak-Jeziorański, ostatni kurier KG AK odprawiony do Londynu w grudniu 1944 r., wspominał po wojnie: „Jako komendant główny AK »Niedźwiadek« prowadził tryb życia wymagający daleko idących wyrzeczeń. Urzędował w jakimś pożydowskim mieszkaniu na parterze, w jednej nieopalanej izbie. Nagie, brudne ściany, na podłodze miednica i wiadro z wodą, pod ścianą stół i kilka krzeseł. Ostatni Komendant Armii Krajowej żył w warunkach graniczących z nędzą. Krzątała się w tym mieszkaniu »Janina« [Janina Pronaszkowa – J.P.]. Szczupła, przystojna, młoda jeszcze pani – zawsze pogodna, spokojna – kursowała nieustannie między Częstochową a Krakowem, Piotrkowem a Pruszkowem. Funkcję łączniczki, a raczej szefa łączności, pełniła jednocześnie z obowiązkami sekretarki i gospodyni dbającej, by »Niedźwiadek« miał gorący posiłek i wszystko, czego mu potrzeba”.


Polityka prowadzona przez Okulickiego zgodnie z wytycznymi rządu i Sztabu NW z 18 listopada 1944 r. miała na celu uchronienie jak największej liczby żołnierzy AK przed przyszłymi represjami NKWD i zachowanie szkieletu organizacyjnego pod nową okupację. Oceniając realistycznie sytuację polityczną Polski po przegranym powstaniu i perspektywy rozwoju wydarzeń w najbliższej przyszłości, proponował Sztabowi NW wyciągnięcie wniosków z dotychczasowych kontaktów z wojskami sowieckimi i wstrzymanie wykonywania akcji „Burza”, zaniechanie ujawniania AK przed Armią Czerwoną oraz walkę z Niemcami tylko w obronie ludności cywilnej (depesza z 8 października 1944 r.). Przewidywał przerzucenie najbardziej zagrożonych na inne tereny i na Zachód. W wytycznych na okres zimowy dla AK (z 26 października 1944) nakazywał oddziałom demobilizację i zakonspirowanie, ograniczenie wystąpień przeciwko Niemcom (tylko dywersja i obrona ludności cywilnej), zabezpieczenie ludzi na wypadek wkroczenia NKWD, unikanie walki z wojskami sowieckimi do czasu kapitulacji Niemiec, zdobywanie broni na Niemcach w czasie przyszłej ofensywy Armii Czerwonej i nieujawnianie się przed nią. Nie zgodził się na odrzucenie 28 października przez Sztab NW, czyli Tatara, swoich propozycji z 8 października 1944 r., uważając, że Londyn zupełnie nie orientuje się w rozmiarach represji NKWD na terenach „wyzwolonych” i nie zna sytuacji panującej w kraju. Sądził, że kontynuowanie „Burzy” po doświadczeniach Powstania Warszawskiego nie ma żadnego politycznego ani militarnego uzasadnienia. W dramatycznym liście do prezydenta Władysława Raczkiewicza z 9 grudnia 1944 r., zabranym przez kuriera Jana Nowaka-Jeziorańskiego, apelował o wyciągnięcie wniosków z rządów sowieckich na ziemiach zabużańskich i w Polsce „lubelskiej” i niepodejmowanie żadnych wiążących decyzji wojskowych i politycznych bez porozumienia z władzami Polskiego Państwa Podziemnego i AK, które z natury rzeczy lepiej orientują się w sytuacji na miejscu.


Okulicki musiał planować swoją pracę z uwzględnieniem dalszej perspektywy czasowej, sięgającej poza nieuchronne zajęcie reszty ziem polskich przez Armię Czerwoną. Uważał, że jego powinnością jest stworzenie w miarę możliwości, a miał ich niewiele, podstaw organizacyjnych do przyszłego starcia z ZSRR i obozem komunistycznym w Polsce. Przewidywał, że walka taka będzie możliwa i realna tylko w wyniku ewentualnej klęski ZSRR w III wojnie światowej, która wydawała się nieuchronna z uwagi na oczywiste sprzeczności interesów w obozie aliantów i agresywną politykę Stalina w Europie. Starał się tworzyć warunki do przetrwania podziemia niepodległościowego przez kilka lat po wojnie – aż do wybuchu tego konfliktu. Sceptycznie odnosił się do nadziei delegata rządu na kraj Jankowskiego, spodziewającego się, że w warunkach powojennego odprężenia pokojowego będzie można utrzymać niepodległość Polski w sowieckiej strefie wpływów z pomocą polityczną i gospodarczą Zachodu. Dalszą walkę z przegrywającymi wojnę Niemcami, w której AK występowałaby zaczepnie w stylu akcji „Burza”, uważał za bezsensowną z politycznego punktu widzenia.
Jednocześnie jednak był kategorycznym przeciwnikiem jakiejkolwiek współpracy z Niemcami. Doskonale rozumiał międzynarodową wartość ogromnego politycznego kapitału Polski zdobytego w kraju w podziemnej walce z Niemcami. Mimo ograniczania walk z Wehrmachtem do działań wyłącznie obronnych dążył do maksymalnego wykorzystania propagandowego tych starć. Potępiał jednak takie posunięcia, jak instrumentalne wykorzystanie przez jedną z frakcji w NSZ możliwości stworzonych przez Niemców dla ewakuacji na zachód Brygady Świętokrzyskiej. Skutecznie przeciwdziałał niemieckim próbom powołania w Krakowie Polskiego Komitetu Narodowego o ostrzu antysowieckim, z udziałem m.in. przedstawicieli duchowieństwa. Doceniał ogromne znaczenie polityczne Powstania Warszawskiego i nie uchylał się nigdy od wzięcia odpowiedzialności za jego wybuch. Forsował nazywanie tego zrywu nie powstaniem, lecz Bitwą Warszawską, która była konieczna, by ukazać światu polską determinację w obronie wolności. Przy BiP KG AK powołał jesienią Biuro Historyczne mające za zadanie gruntowne opracowanie przebiegu walk w stolicy, a na jego szefa mianował płk. Adama Borkiewicza. (Monografia powstania autorstwa Borkiewicza mogła się ukazać drukiem dopiero w 1957 r.).


Efektem działalności Okulickiego w drugiej połowie 1944 r. było opanowanie kryzysu w AK i znaczne wzmocnienie jego pozycji politycznej w kraju. Zgodna i lojalna współpraca z Delegaturą Rządu i jej poparcie spowodowały nawet dość nieoczekiwane rozszerzenie kompetencji Okulickiego w porównaniu z uprawnieniami z listopada 1944 r. Prezydent Raczkiewicz, mianując go komendantem głównym AK 21 grudnia 1944 r. na wniosek delegata rządu Jankowskiego, przyznał Okulickiemu dodatkowo prawo awansowania oficerów do stopnia podpułkownika włącznie oraz nadawania orderu Virtuti Militari.
Raporty Okulickiego do Londynu z przełomu lat 1944 i 1945 pełne są informacji o niemieckich akcjach eksterminacyjnych wobec ludności polskiej, wysiedlaniu jej na masową skalę z terenów przyfrontowych, martyrologii warszawiaków, likwidowaniu pomników i dóbr kultury, niszczeniu Warszawy (depesze z grudnia 1944 i stycznia 1945 r.). Na przykład 11 stycznia 1945 r. meldował: „Masowe wyłapywanie warszawiaków, między innymi z 6 na 7 I całonocna obława w Krakowie. Głośnikowa akcja propagandowa przeciw warszawiakom. Wcielanie pod przymusem i podstępem do ochotniczej służby pomocniczej. Wzmożona akcja propagandowa do współpracy z Niemcami. Doniszczono Warszawę. 27 XII spalono Belweder, 31 XII zniszczono pomniki, wysadzono Sztab Główny oraz ruiny Teatru Wielkiego […]. Wzrost roboty PPR i AL na terenach przyfrontowych. Wzmożona inwigilacja AK. Obawy puczu komunistycznego na Śląsku. Dalsze objawy współpracy NSZ z Niemcami”.
Za niezwykle groźną uważał ożywioną działalność wywiadu sowieckiego i AL nakierowaną na drobiazgowe rozpoznanie struktur AK. Zdawał sobie sprawę, że AK jest w znacznym stopniu zdekonspirowana przez PPR i zrzucane za linię frontu specjalne ekipy sowieckich spadochroniarzy. Sparaliżowanie tej działalności nie było możliwe w końcu 1944 r., tym bardziej że w warunkach okupacji niemieckiej działania kontrwywiadu przeciwko wtyczkom sowieckim w KG AK nie były właściwie prowadzone. Na przykład do końca nie wykryto rzeczywistej roli Włodzimierza Lechowicza, przed wojną wysokiego funkcjonariusza polskiego kontrwywiadu i działacza państwowego, a w rzeczywistości cennego agenta „wojskówki” KPP, czyli wywiadu sowieckiego, od 1933 r. kierowanego przez członka KC KPP Leona Ferszta. Na przełomie lat 1944 i 1945 Lechowicz był szefem Wydziału Propagandy BiP KG AK, członkiem władz konspiracyjnego SD, a zarazem kapitanem AL.
Okulicki miał jednocześnie nadzór nad rozwojem organizacyjnym NIE. W fazie kształtowania się koncepcji konspiracji antysowieckiej zarysowała się różnica zdań między nim a gen. Fieldorfem „Nilem”, który był raczej niechętny włączeniu NIE do konspiracji zaraz po przetoczeniu się frontu, planując działalność tej organizacji bardziej długofalowo. Okulicki kontaktował się z gen Fieldorfem, którego włączył do prac w KG AK (zapewne jako dowódcę NIE) i planował nawet manować go szefem sztabu KG AK, ale ostatecznie 31 grudnia 1944 r. powołał na to stanowisko płk. Janusza Bokszczanina „Sęka”. 9 grudnia 1945 r. Okulicki opracował raport dla Londynu poświęcony organizacji społecznej (wojskowo-cywilnej), tworzonej z myślą o okupacji sowieckiej na podstawie statutu zatwierdzonego w lecie 1944 r. przez gen. Komorowskiego „Bora”, informując, że powinna ona działać już w Wilnie, Lwowie i Lublinie, gdyż specjalni emisariusze zostali tam odprawieni jeszcze przed powstaniem w Warszawie (z pewnością chodziło w tym sprawozdaniu o NIE).


3 stycznia 1945 r. Okulicki spotkał się w majątku Zacisze pod Odrowążem k. Radomska z brytyjską misją specjalną „Feston” (zrzut 26/27 grudnia 1944 r.) pod dowództwem płk. D.T. Hudsona, która miała za zadanie – spóźnione co najmniej o pół roku –m.in. spełniać rolę łącznikową między KG AK a dowództwem sowieckim. Po zajęciu tych terenów przez Rosjan Brytyjczycy ujawnili się, zostali aresztowani przez NKWD, przewiezieni do Moskwy i zwolnieni dopiero po konferencji w Jałcie. W tym czasie Okulicki dokonywał inspekcji kadrowych oddziałów Korpusu Kieleckiego AK pozostawionych w lesie na zimę. W kilka dni później, 12 stycznia 1945 r., odbył w Krakowie konferencję z gen. Fieldorfem „Nilem” i delegatem rządu Jankowskim. Jej tematem były zapewne zagadnienia związane z organizacją NIE. Przypuszczalnie doszło do sformułowania struktury kierowniczej: gen. Fieldorf objął funkcję zastępcy Okulickiego i komendanta Obszaru Południowego, Jankowski zaś reprezentował czynnik polityczny i władze cywilne. Jest też jednak możliwe, że powołano tymczasowy organ kierowniczy na okupację sowiecką, w którym „Nil” reprezentował NIE, pozostając nadal na jej czele.
Po rozpoczęciu przez Armię Czerwoną ofensywy styczniowej Okulicki przebywał w rejonie Częstochowy – oddziały Kedywu miały tam za zadanie ochraniać klasztor paulinów. Zgodnie z depeszą rządu z 17 stycznia 1945 r. Okulicki i KG AK oraz przywódcy cywilni nie zamierzali się ujawniać. Oddziały AK brały udział w walkach z Niemcami. Aby zabezpieczyć żołnierzy przed NKWD i pozbawić Rosjan pretekstu do represji, w porozumieniu z delegatem rządu i na podstawie instrukcji rządowej z Londynu z 14 listopada 1944 r. przewidującej rozwiązanie AK na terenach zajmowanych przez ZSRR gen. Okulicki wydał

19 stycznia 1945 r. rozkaz rozwiązujący AK i zwalniający żołnierzy i przysięgi:
„Żołnierze Armii Krajowej!
Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa Polskiego i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami narodu i realizatorami niepodległości Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą.
W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by Wam ułatwić dalszą pracę, z upoważnienia Pana Prezydenta RP zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi Armii Krajowej. W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofiarną pracę. Wierzę głęboko, że zwycięży nasza święta sprawa, że spotkamy się w prawdziwie wolnej i nieokupowanej Polsce. Niech żyje wolna, niepodległa i szczęśliwa Polska!
Dowódca Sił Zbrojnych w Kraju”.


Rozwiązanie AK, dla wielu niespodziewane, nie wpłynęło jednak na skalę represji stosowanych przez NKWD. Okulicki rozesłał równocześnie w teren rozkazy tajne mające na celu pozostawienie szkieletowej sieci sztabów i struktur, zachowanie łączności radiowej i magazynowanie broni. Miała to być kadrowa, nieliczna w stosunku do demobilizowanej AK, baza dla organizacji NIE. Po zajęciu Warszawy przez wojska sowieckie i „ludowe” WP władze Polskiego Państwa Podziemnego przeniosły się na tereny podwarszawskie wzdłuż linii EKD.


Od pierwszych tygodni „wyzwolenia” Okulicki wykazywał duży realizm w ocenie sytuacji politycznej. Zdając sobie sprawę, że każde wystąpienie z bronią mogłoby być pretekstem do rozległych represji, był przeciwnikiem utrzymania partyzantki antysowieckiej, chociaż miał duże trudności z ograniczeniem żywiołowego „pędu do lasów”. Sprzeciwiał się totalnemu bojkotowi instytucji rządu „lubelskiego”, podzielając powszechną świadomość o konieczności odbudowy kraju. Po 19 stycznia 1945 r. zajmował się głównie problemami wynikłymi z demobilizacji AK, jak na przykład wypłacanie odpraw dla każdego żołnierza, „legalizacja” i zabezpieczanie zagrożonych przed NKWD. Okulicki występował w tym okresie jako komendant Sił Zbrojnych w Kraju.


W lutym 1945 r. rozpoczął pertraktacje ze stronnictwami politycznymi w sprawie wyłonienia przyszłego ośrodka dyspozycji wojskowej i politycznej w związku ze zmianą okupacji. Ze względu na konieczność udziału w tych uciążliwych konsultacjach Okulicki przekazał gen. Fieldorfowi czynności przejmowania struktur AK przez NIE i koordynowanie prac tych organizacji.
15 lutego 1945 r. komunikował gen. Fieldorfowi przez kuriera: „W związku z tą sytuacją musisz w tej chwili chwytać całość spraw w rękę. W tej sprawie piszę do »Wira«, [płk Bokszczanin, szef sztabu AK – J.P.]. Wyobrażam sobie to w ten sposób, że przez »Wira« kierować musisz siatką AK, a równocześnie intensywnie rozwijać NIE. Myślę, że z końcem kwietnia akcja przejęcia powinna być zakończona. To jest konieczne, bo nie wiadomo, jak długo zatrzymają mnie tutaj te sprawy, a poza tym realizacja ośrodka dyspozycyjnego może mnie okupować przez czas dłuższy”.


Organizacja NIE była więc wciąż w stadium organizacyjnym na terenach zajętych przez Armię Czerwoną w wyniku ofensywy styczniowej. Na terenach Polski „lubelskiej” i odciętych kordonem Kresach Wschodnich zapewne już działała. Jednak jedyną, jak dotąd, pozytywną informacją o jej istnieniu w Lublinie i za Bugiem jest wspomniany już raport Okulickiego z 9 grudnia 1944 r. Fieldorfowi nie było dane wypełnić do końca poleceń „Niedźwiadka”. W marcu 1945 r. miało dojść do ich spotkania w Milanówku. Ale dała o sobie znać nowa rzeczywistość: 7 marca 1945 r. NKWD przypadkowo zatrzymał w Milanówku Fieldorfa (pod nazwiskiem Walenty Gdanicki) i jako podejrzany o spekulację został on umieszczony w obozie przejściowym, a następnie, nierozpoznany, wywieziony do łagru w ZSRR.
24 lutego 1945 r. RJN, chcąc ratować niepodległość Polski, uznała postanowienia konferencji jałtańskiej. Decyzja ta postawiła czołowych polityków Polskiego Państwa Podziemnego w pozycji głównych kandydatów niekomunistycznych na członków zapowiedzianego w Jałcie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN). Celem Stalina stało się teraz usunięcie ich ze sceny, by w ten sposób zapewnić swoim protegowanym dominację w nowym rządzie polskim. 9 marca 1945 r. Okulicki i Jankowski otrzymali, datowane na 6 marca, listy od pułkownika NKWD Pimienowa, występującego jako pułkownik gwardii, z niekonkretną propozycją podjęcia rozmów na temat wyjścia z konspiracji i rozstrzygnięcia najpilniejszych problemów kraju. Pimienow ręczył honorem sowieckiego oficera za bezpieczeństwo polskich przedstawicieli. Według listu sowieckim rozmówcą miał być z upoważnienia marszałka Żukowa i Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej generał Iwanow. Pod tym pseudonimem krył się znany już Okulickiemu ze Lwowa gen. NKWD Sierow, oddelegowany przez Stalina do Polski w roli najwyższego i tajnego nadzorcy KC PPR i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (w tym charakterze występował jako gen. Malinow). Treść obu listów była niemal jednakowa – tylko pismo „Do generała Niedźwiadka” zawierało groźbę, że niezależnie od odpowiedzi spotkanie i tak nastąpi. Doręczenie tych pism adresatom w tym samym dniu dowodziło zsynchronizowania akcji oraz dekonspiracji Okulickiego i Jankowskiego. Bezpośrednim doręczycielem pisma NKWD do Okulickiego był znany mu oficer PAL Stanisław Pieńkoś („Skała”, „Józef Skała”), w ciągu pół roku awansowany przez komunistów ze skromnego majora do stopnia generała brygady. Nominacja ta była zatwierdzeniem samozwańczego awansu, którego Pieńkoś udzielił sobie 29 lipca 1944 r., uczestnicząc w prowokacji Skokowskiego. Pieńkoś był poprzednio w ZWZ od lutego do lipca 1940 był komendantem Rejonowego ZWZ w Skierniewicach wchodzącego w skład ZWZ Łódź znał, więc Okulickiego jeszcze z początków jego służby konspiracyjnej. W kontakcie z Jankowskim i ludowcami pośredniczyły osoby z kręgu konspiracji cywilnej mające kontakt z niezidentyfikowanym oficerem PAL (Pieńkosiem?).


Okulicki, początkowo razem z Jankowskim i Pużakiem, był zdecydowanie przeciwny podjęciu rozmów z Iwanowem ze względu na brak gwarancji, że „będą one miały charakter polityczny, oraz pewność, że propozycje Pimienowa są podstępem. Stanowisko jego było zgodne z depeszą premiera Arciszewskiego z końca lutego niezezwalające mu na ujawnienie się. Nacisk partii wchodzących w skład RJN, głównie ludowców, spowodował jednak, że doszło do pierwszych kontaktów z Pimienowem. O rozmowach informowany był Mikołajczyk i rząd w Londynie. Przeciwko kontaktom z NKWD wypowiadali się w depeszach do kraju p.o. naczelny wódz gen. Anders i szef Sztabu NW gen. Kopański. W czasie wstępnych pertraktacji płk Pimienow wysuwał jako podstawowy warunek rozmów konieczność udziału w nich Okulickiego. 27 marca 1945 r. na wyraźne polecenie wicepremiera Jankowskiego generał Okulicki udał się wraz z nim i z przewodniczącym RJN Pużakiem do Pruszkowa na spotkanie z gen. Iwanowem. Los ostrzegał Okulickiego do końca: kiedy uciekła mu kolejka EKD i zepsuł się samochód, który miał go podwieźć, dojechał do celu przypadkowo kupionym rowerem. Wszyscy trzej przywódcy zostali aresztowani przez NKWD w obecności gen. Sierowa (Iwanowa) w miejscu niedoszłych pertraktacji i natychmiast przetransportowani samolotem do Moskwy. Podczas lotu Okulicki uniemożliwił przeprowadzenie rewizji osobistej, grożąc podjęciem głodówki. Następnego dnia los przywódców podzielili pozostali uczestnicy rozmów, którzy – niezrażeni zniknięciem kierowniczej trójki – stawili się w willi zajmowanej przez NKWD w Pruszkowie. Przewidując aresztowanie, Okulicki wyznaczył na swojego zastępcą płk. Rzepeckiego („Prezes”). Po przewiezieniu do Moskwy ostatni komendant główny AK, wraz z piętnastoma aresztowanymi podstępnie przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego, został umieszczony w znanym sobie z 1941 r. więzieniu na Łubiance.

1945-1946. Przed czerwonym trybunałem

Od marca do czerwca 1945 r. generał Okulicki przechodził drugie w swoim życiu ciężkie śledztwo w NKWD. Celem przesłuchań i całego systemu wyrafinowanego oddziaływania na psychikę więźnia było przygotowanie jego i pozostałych piętnastu „oskarżonych” do wielkiego pokazowego procesu.


Tajemnicze zniknięcie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego zapoczątkowało przejściowy kryzys w sielskich dotąd stosunkach Zachodu z ZSRR. Aresztowanie to było naruszeniem postanowień jałtańskich i miało zapewne wpłynąć na postawę tzw. Komisji Trzech, toczącej spory o kandydatów do przyszłego rządu polskiego. Dopiero 3 maja 1945 r. na konferencji założycielskiej ONZ w San Francisco Mołotow oficjalnie potwierdził informację o aresztowaniu, a 4 maja w rozmowie z brytyjskim ministrem Anthonym Edenem, poruszając ten temat, mówił właściwie tylko o Okulickim: „Ten człowiek był główną osobą w całej grupie i był dobrze znany władzom sowieckim jako jawny wróg Związku Radzieckiego. Był on szefem sztabu u generała Andersa. Oprócz działalności dywersyjnej prowadzonej pod kierownictwem generała Okulickiego, której ofiarą padło stu oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej [ta cyfra z pewnością została ad hoc wymyślona, NKWD-zistów i żołnierzy sowieckich zginęło na pewno więcej, ale ich liczba była najmniej ważnym aspektem tej sprawy – J.P.], grupa ta na terytorium polskim używała nielegalnych radiostacji”.


Gdyby Okulicki był na wolności i mógł te słowa usłyszeć, byłby z pewnością zadowolony – śmiertelny wróg wystawił mu wyższą notę niż którykolwiek z rodaków, oceniając go jako najwybitniejszą indywidualność wśród aresztowanych. Mniej radości sprawiłaby mu odpowiedź „sojuszniczego” ministra Edena, który przyznał, że „z tego wszystkiego, co wie, on [Okulicki – J.P.] mógłby być winny, ale jeżeli chodzi o innych [aresztowanych – J.P.] to jest to zupełnie inna sprawa”. Eden na temat „winy” Okulickiego nie miał żadnych informacji, ale w ten sposób wyraził zgodę aliantów na sądową zemstę bolszewików na dowódcy AK. Ta deklaracja Edena z polityką nie miała już chyba nic wspólnego.


Równie dużo uwagi i zaciekłości poświęcił Okulickiemu Stalin. Podczas spotkań z dyplomatami amerykańskimi Avellerem Harrimanem i Georgym H. Hopkinsem (30–31 maja 1945 r. w Moskwie) sowiecki dyktator z pasją atakował generała, traktując go jako najbardziej niebezpiecznego przeciwnika i przestępcę. W efekcie uzyskał taką oto deklarację Hopkinsa: „Dziś wieczorem powiedziałem Stalinowi o nieprzychylnej reakcji amerykańskiej opinii publicznej wywołanej sprawą aresztowanych Polaków, wyrażając mu jasno, że nie interesuje nas w ogóle generał Okulicki”.
Zapewne alianci naiwnie wyobrażali sobie, że poświęcając Okulickiego, wytargują od Stalina wolność dla pozostałych polskich przywódców.


Pokazowy proces szesnastu zdradziecko aresztowanych polskich przywódców toczył się w Domu Związków Zawodowych (odbywały się tam słynne pokazowe procesy moskiewskie w latach trzydziestych) w dniach 18–21 czerwca 1945 r. równocześnie z trwającymi pertraktacjami w sprawie TRJN, niewątpliwie jako barbarzyński środek nacisku na Mikołajczyka i jego zwolenników. Aresztowani przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego oskarżeni zostali o organizowanie zbrojnej działalności na zapleczu Armii Czerwonej i niewykonanie zarządzenia władz sowieckich o ujawnianiu organizacji, zdaniu broni, radiostacji i radioodbiorników. Większość podsądnych została złamana śledztwem. Tylko nieliczni, wśród nich Okulicki, odmówili skorzystania z usług adwokatów sowieckich i bronili się sami. Okulicki zachował do końca godną i budzącą podziw postawę. Konsekwentnie realizował własną linię obrony, nie dając się zbić z tropu przewodniczącemu kompletu sędziowskiego Wasylijowi Ulrychowi. Stoczył zaciekły pojedynek z prokuratorami Nikołajem Afanasjewem i Romanem Rudenką, z którego na pewno nie wyszedł pokonany. „Okulicki zwalczał oskarżenia ze zdecydowaniem i zaciętością, którą zasłużył sobie na szacunek i podziw osób bezstronnych. Kiedy jego zawzięty pojedynek z prokuratorami dobiegł końca, usiadł na ławie oskarżonych absolutnie nieustraszony”. Zaraz na początku procesu zażądał sprowadzenia jako świadków dowódców AK aresztowanych przez NKWD w czasie „Burzy” na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej. Bezskutecznie, według Ulrycha nie dostarczono ich do Moskwy „ze względu na złą pogodę”. Wieloma przemyślanymi pytaniami, wielokrotnie uchylanymi przez Ulrycha, wydobył ze spreparowanych świadków informacje o prześladowaniu AK przez NKWD. Z oburzeniem odrzucił oskarżenie AK o współpracę z Niemcami, zwracając uwagę, że jest to oszczerstwo rzucone na naród polski. Protestował przeciwko nazywaniu Powstania Warszawskiego awanturą: „Powstanie Warszawskie nie było polityczną awanturą, jak to określa prokurator. Nie wybuchło na rozkaz Londynu, lecz dlatego, że Polacy w kraju zdecydowali, że jest konieczne. Była to walka bohaterska… Jestem spokojny o to, jak przyszłe pokolenia ocenią Powstanie”. Twardo i nieustępliwie bronił dobrego imienia AK i Polskiego Państwa Podziemnego. Nie ujawnił żadnych istotnych szczegółów na temat NIE (organizacja ta została zdekonspirowana przez zeznania polityków cywilnych).


Głównym dowodem oskarżenia przeciwko Okulickiemu był znaleziony przy nim w czasie aresztowania rozkaz do komendanta Obszaru Zachodniego NIE ppłk. Jana Szczurka-Cergowskiego „Sławbora”, w którym przewidywał powstanie europejskiej koalicji przeciwko ZSRR z udziałem Niemiec „kontrolowanych przez Anglosasów”. Nie zaprzeczał faktom oczywistym, zwracał uwagę na bezsens w chwili obecnej walki Polski z ZSRR, złożył przy tym hołd poległym w tej walce AK-owcom i wyraził żal z powodu ofiar poniesionych przez żołnierzy sowieckich, podkreślał swe pragnienie ułożenia stosunków z ZSRR „pod jednym warunkiem, żeby była zachowana niepodległość Polski. To conditio sine qua non”. I dalej: „Przyjaźń będzie niemożliwa, jeśli Rosja będzie chciała Polskę zniewolić, bo Polacy, mimo różnych swoich wad, mają bezcenną zaletę: umiłowanie wolności”. Przyznał, że prowadził działalność przeciwko Armii Czerwonej, ale zaprzeczył jakoby miał nakazywać czynną walkę. W swym przemówieniu obrończym zwracał uwagę na polityczny charakter procesu. Przyznał się do winy „w ramach swoich zeznań”, odrzucił natomiast zarzuty z aktu oskarżenia. Uwzględniając wypowiedzi Okulickiego na procesie, należy chyba oceniać to częściowe przyznanie się do winy w ramach pojmowania przez niego obowiązków dowódcy AK – wziął na siebie odpowiedzialność za akcje swych podkomendnych na terenach wschodnich Rzeczypospolitej, nawet jeśli nie miał z nimi kontaktu. Należy pamiętać, że obronę tę przeprowadził człowiek mający na sali wszystkich przeciwko sobie, wycieńczony śledztwem i pozbawiony elementarnych praw oskarżonego, jak na przykład powoływania świadków obrony.


Na końcowy zarzut prokuratora, że nie odczuwa wdzięczności dla Armii Czerwonej za wyzwolenie Polski, Okulicki odparł: „Chylę czoła przed Armią Czerwoną za wyswobodzenie Polski, ale jeszcze większy hołd składam tym żołnierzom armii polskiej, którzy zginęli z rąk żołnierzy Armii Czerwonej”.


Dowódca AK otrzymał najwyższy wyrok spośród oskarżonych – dziesięć lat więzienia. Był to w ZSRR jeden z „zamienników” kary śmierci. W świetle prawa międzynarodowego był to oczywiście wyrok całkowicie bezprawny. „Opuszczał salę z podniesioną głową" – zanotował Anglik obecny na procesie. Miał do tego prawo jak mało który z oskarżonych. Jego walka na sali sądowej była godna trzeciego krzyża Virtuti Militari.

Epilog

Okoliczności śmierci gen. Leopolda Okulickiego nie są jasne do dzisiaj. W 1956 r. Szwedzki Czerwony Krzyż został poinformowany przez władze sowieckie, że Okulicki zmarł na skutek paraliżu i ataku serca 24 grudnia 1946 r., a jego zwłoki spopielono. Była to reakcja na międzynarodową kampanię pod hasłem uzyskania informacji o skazańcach z 21 czerwca 1945 r. Sama data śmierci zdaje się nie budzić wątpliwości. Jest możliwe, że Okulicki miał atak serca lub został sparaliżowany, z pewnością jego stan zdrowia mógł się pogorszyć na skutek drugiego barbarzyńskiego śledztwa. Z drugiej jednak strony, wszystkie relacje z procesu moskiewskiego, jak również styl wystąpień Okulickiego na tym procesie, sugerują, że był on wówczas, obok Zbigniewa Stypułkowskiego, w najlepszej formie psychicznej i fizycznej spośród polskich przywódców. Jeden ze skazanych w tym procesie, Adam Bień, widział Okulickiego w pełni sił w więzieniu na Łubiance w wigilię 1946 r. Z jego relacji wynika, że generał został wyprowadzony w tym dniu z celi 62 – prawdopodobnie na egzekucję. Śmierć Okulickiego przypadła na okres akcji masowej likwidacji więźniów politycznych w ZSRR. Pewności chyba nie będzie można uzyskać już nigdy. Nagły śmiertelny atak choroby jako przyczyna śmierci Okulickiego jest prawdopodobny w takim samym stopniu, jak egzekucja dokonana w podziemiach Łubianki przez oprawców z NKWD – zazwyczaj skazańca brało pod ręce dwóch strażników, a trzeci zabijał go strzałem pistoletowym w tył głowy. Niezależnie od okoliczności śmierci generał Leopold Okulicki stał się ofiarą zbrodni sowieckich.

Opcje strony